Piątkowe wieczory w Pokoju Wspólnym
Gryffindoru mijały zazwyczaj tak samo. Ci ambitniejsi Gryfoni, siedzieli na
fotelach, kanapach czy też podłodze z książkami w ręku i
odrabiali pracę domowe, aby na weekend mieć mniej zajęć.
Natomiast Ci których nauka mniej obchodziła, siedzieli grupkami w
jakimś miejscu, najczęściej przy kominku, czy nawet na podłodze i
opowiadali kawały, rozmawiali, lub nie robili nic – tylko cieszyli
się towarzystwem swoich przyjaciół.
Lily Evans zaliczała się do tej
grupy 'ambitniejszej'. Siedziała przy stoliku w najdalszej i
najbardziej oddalonej części Pokoju Wspólnego i męczyła się nad
pracą domową z Transmutacji i Obrony Przed Czarną Magią. Z tymi
dwoma przedmiotami nie miała problemów, więc szybko się z tym
uporała. Z przerażeniem spojrzała na stos pergaminów, które
leżały obok jej prawej ręki. Były to starożytne runy,
najbardziej znienawidzony przedmiot przez panią Prefekt. Sama nie
wiedziała czemu zapisała się na ten przedmiot, ale w trzeciej
klasie nie mogła się zdecydować, która lekcja przyda jej się
najbardziej. Spojrzała z zazdrością na Emily, która siedziała
uśmiechnięta obok niej. Najwidoczniej już kończyła.
- Emily? - zwróciła się do
blondynki rudowłosa.
- Tak, Lil? - podniosła z uśmiechem
głowę.
- Pomożesz z Runami? - zapytała z
nadzieją.
- Oczywiście, tylko poczekaj
chwilkę... muszę dopisać zakończenie i już skończę. -
upuściła
wzrok na kartkę, która już cała
była zapełniona kaligrafią panny Jones. Lily podziwiała
blondynkę. Zazdrościła, jej zorganizowania i najlepszych wyników
na roczniku. Blondynka odstawiła swoje długie orle pióro i z
wyczekiwaniem spojrzała na najlepszą przyjaciółkę. Ta podała
jej zwój pergaminu i razem zaczęły robić ten trudny dla
Evansównej przedmiot.
W tym samym czasie piątka Gryfonów
rozmawiała, siedząc przy kominku. Brunetka walczyła na spojrzenia z bardzo przystojnym chłopakiem, co chwilę uśmiechając się zadziornie. Chłopak z jasno brązowymi włosami siedział koło nich pochylając się nad książką, a pulchniejszy blondyn jadł Czekoladowe Żaby. Ostatni bardzo przystojny czarnowłosy chłopak z drucianymi okularami na nosie, wpatrywał się z skupieniem w tańczące płomienie ognia.
Nikt nie zauważał jego zamyślonego wyrazu twarzy, czy też tego, że jego włosy nie tworzyły tego charakterystycznego nieładu. Brązowe oczy były dziwnie zamglone, jakby nie znajdował się w prawdziwym świecie, lecz w jego własnym skrawku wszechświata - w jego wyobraźni.
Lecz James Potter cały czas znajdował się w Pokoju Wspólnym i nadal siedział na fotelu. Jego myśli pomknęły w stronę rudowłosej Gryfonki, która jako jedyna mu się opierała, już przez cały miesiąc! Było to jak urażenie jego męskiej dumy i plama na honorze! Nie mógł tego zrozumieć! Przecież on może mieć każdą! A jednak...
Lily niesamowicie go irytowała. Była ładna, zabawna i z charakterkiem którego używała w nagłych sytuacjach. Podobała mu się. Lecz tylko chciał ją 'skreślić z listy'. Dłuższe związki nie były dla niego, chociaż widząc wszystkie szczęśliwe pary, trochę im zazdrościł. W każdym z jego związków, które trwały dłużej niż dzień, czy też dwa, nudził się. Nie było tam nawet kropelki szaleństwa, czy też uczucia. Był taki jak Syriusz. On też wyznawał sławną zasadę trzech Z. Byli z tego sławni. Nigdy nie przejmowali się złamanymi sercami dziewczyn, które tym potraktowali. Przecież to tylko nic nie znaczące lale, które trzeba szybko i sprawnie skreślić z listy. Bo przecież miłość nie istnieje...
Westchnął głośno, gdy pomyślał o tym dziwnym, nie prawdziwym uczuciu tak często opisywanym w mugolskich bajkach dla dzieci. Nie raz Dorea Potter czytała swojemu ukochanemu synowi te bajki, wpajając mu przy tym, że kiedyś i on pokocha kogoś tak jak Charlus Potter ją samą. Lecz on w to nie wierzy. Kiedyś, może i wierzył, w to co nazywane jest 'miłością', lecz zmienił zdanie.
- Wygrałam! - rozległ się przyjemny, ciepły głos Mary McDonald, który wyrwał Rogacza z zamyślenia.
- Wmawiaj sobie! Przewidziało Ci się tylko... - prychnął Łapa.
- Gdzie ta Gryfońska odwaga? - zapytała z przekąsem.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że nie umiesz przegrywać i się do tego przyznawać! - Brunetka nie dawała za wygraną.
- Nie uważasz, że to mężczyźni są zawsze górą? Na przykład tacy mugole! Kobiety miały zakaz nauki! I było dobrze! Zero zrzędzenia poza domem! Siedziały w domu i źle im było?! Głupie i tyle! - wykrzyknął, po czym wygodnie rozsiadł się na kanapie. Gryfonka głośno wciągnęła powietrze, wyglądała teraz jakby miała wybuchnąć.
- Seksista i tyle! - krzyknęła i podeszła niebezpiecznie blisko chłopaka, po czym dało się usłyszeć charakterystyczny dźwięk łamanej kości. Odwróciła się na pięcie i z wysoko podniesioną głową poszła do swojego dormitorium.
Łapa złapał się za nos, a po chwili doleciały do niego przerażone członkinie funclubu JP&SB, mrucząc cały czas coś w stylu: 'Jak ta głupia dziewucha mogła Ci to zrobić, Syriuszku?'. Remus wraz z Jamesem tarzali się po podłodze z tej sytuacji. Rogacz szybko się opanował i pobiegł do swojego dormitorium, przeczuwając, że zaraz podlecą do niego sprawdzić czy nic mu się nie stało. Zamknął z hukiem drzwi, zagłuszając przy tym jęki jego fanek i chichot rudowłosej Gryfonki...
Promienie słońca wkradły się przez zasłonięte kotary, na twarz blondynki. Nigdy nie należała do rannych ptaszków, lecz nienawidziła gdy coś oświetlało jej twarz. Z lekkim ociągnięciem rozciągnęła się na łóżku i usiadła po turecku. Ręką popchnęła kotary, tak aby padło na nią więcej światła. Rozejrzała się po pokoju i z uśmiechem spostrzegła, że jej przyjaciółki jeszcze śpią. Westchnęła i spojrzała na magiczny budzik znajdujący się na szafce nocnej. Z przerażeniem zorientowała się, że jest dopiero piąta rano. Podeszła do okna z którego rozciągnął się widok na malownicze błonia i usiadła na kamiennym parapecie. Rozejrzała się po dworze. Jej uwagę przykuła wysoka i wysportowana sylwetka chłopaka. Był to ciemno włosy Gryfon, którego Emily dobrze znała, lecz on jej nie...
Panna Jones nie należała do osób wylewnych. Z wszystkim wolała radzić sobie sama. Nigdy nie chciała nikogo zadręczać swoimi problemami. Nikt nie znał jej w 100%.
Wyjęła z torby dziwnych rozmiarów zdjęcie i uśmiechnęła się do małej brunetki, znajdującej się na nim. Była niewyobrażalnie podobna do starszej siostry, lecz niestety tylko z wyglądu, nie licząc koloru włosów. Tam gdzie była Sam, nie obyło się bez hałasu. Młodsza z sióstr Jones, była z charakteru podobna do Simona, była duszą towarzystwa, Em jej tego zazdrościła.
Spojrzała na ćwiczącego chłopaka i uśmiechnęła się szczerze. Zeszła z parapetu i szybko się ubrała i uczesała. Pobiegła na błonia i usiadła przy jeziorze. Tafla jeziora spokojnie falowała, a Wierzba Bijaca co chwilę otrzepywała się z liści. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, które tak dobrze widziała. Nie zauważyła jak przysiadł się do niej obserwowany chłopak.
- Ty jesteś Emily...prawda? - zapytał zakłopotany Łapa. Dziewczyna oblała się rumieńcem i wbiła wzrok w ziemie.
- T-tak... - szepnęła. Chłopak ujął w dłonie jej twarz, a ta wystraszona nic nie powiedziała.
- Nie bój się. Ja nie gryzę. - powiedział patrząc w jej oczy w których malował się strach, pomieszany z podnieceniem. - Wybierzesz się ze mną na spacer po błoniach? - uśmiechnął się zadziornie i wstał, wyciagając do niej rękę. Dziewczyna z lekkim zawachaniem pochwyciła dłoń chłopaka. Szli w ciszy, która była dziwnie przyjemna i dziwna za razem. Syriusz nie mógł zrozumieć tego, że jej jako jedynej nie ma zamiaru kszywdzić, czy też ranić. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco i pociągnął za sobą w stronę bramy Hogwarckiej. Dziewczyna odwzajemniła nieśmiało uśmiech.
Mary McDonald rozciągnęła się leniwie na swoim łóżku. Otwarła szybko oczy i usiadła. Była bardzo zdziwiona kiedy zobaczyła, że Emily nie ma w łóżku, czy też nie czyta. Wzruszyła ramionami i kocimi ruchami powędrowała do łazienki, pochwycając przy tym ubrania leżące na krześle. Przemyła twarz wodą i pomalowała się. Ubrała się tak aby było jej wygodnie i wyszła. Z niedowierzeniem spostrzegła, że Lily jeszcze śpi. Co ona robiła w nocy? - pomyślała i zachichotała pod nosem. Lecz szybko zrozumiała co było powodem nie wyspania rudowłosej, gdy zobaczyła obok dziewczyny kilkanaście ogromnych książek.
O,Merlinie!
Nigdy nie rozumiała tego jak jej przyjaciółki mogą się tyle uczyć. Postanowiła sobie kiedyś, że je napewno kiedyś odciągnie. Lecz z roku na rok, było coraz gorzej. Lily i Emily coraz częściej siedziały przy książkach. Bo egzaminy, bo suny... Ale przecież one umieją już wszystko...!
Podeszła do rudowłosej z zamiarem jej obudzenia, gdyż szybko zoriwntowała się, że jeśli jej nie obudzi, to dziewczyna nie da jej żyć.
- Lilusiu... -zaczęła.
- Mary, daj mi jeszcze pospać... - mruknęła niezrozumiale.
- Oj, nie nie kochana. Aquamenti! - z różdżki brunetki wylał się strumień wody. A po chwili dało się usłyszeć krzyk przykładnej Pani Prefekt.
- Jak wyjdę już opanowana z łazienki, to radzé Ci aby cię tu już nie było. - warknęła, wstając i kierując się do wcześniej wspomnianego miejsca.
Wybiegła szybko z dormitorium, wpadając na kogoś u podnóży schodów. Podniosła głowę z zamiarem chisterycznego krzyku, lecz gdy już miała otwierać usta, szybko je zamknęła. Nad nią pochylał się przystojny chłopak z miodowymi oczami.
- Przepraszam, Mary. - mruknął zakłopotany. Wyciągnął do niej przyjaźnie rękę.
- Nie ma za co, Remusie. - ujęła jego dłoń i szybko wstała na równe nogi. - Pójdziesz ze mną na śniadanie? - zapytała z uśmiechem.
- Z przyjemnością. - odwzajemnił uśmiech i skierowali się do Wielkiej Sali.
Szli w ciszy. Zdziwili się bardzo, kiedy ujrzeli pewną Gryfonkę w towarzystwie Syriusza. Widocznie rozmawiali na dosyć śmieszny temat, bo Łapa cały czas chciotał, a Emily nieśmiało się uśmiechała. Spojrzeli na siebie z zdziwieniem i powolnym krokiem zbliżali się do pary Gryfonów.
- Łapcio, jak tam twój nos? - zapytała zaczepnie Mary, siadając naprzeciwko chłopaka.
- O, McDonald! - uśmiechnął się do niej łobuzersko. - Bardzo dobrze. Pani Pomfrey urzyła kilku zaklęć i nos jak nowy!
- A miałam nadzieję, że Ci go obetną. - warknęła. - Emily, gdzie byłaś jak cię nie było? - uśmiechnęła się delikatnie do blondynki, a ta spuściła wzrok, oblewając się przy tym rumieńcem.
- To chyba jej sprawa gdzie była. -warknął Łapa. - W każdym razie była bezpieczna.
- A co ty tak nagle zaczęłeś się nią interesować? - Mary stawała się coraz niecierpliwa.
- Ciebie to w każdym razie nie powinno obchodzić.
- Możecie o mnie nie mówić jakby mnie tu nie było? - zapytała spokojnie panna Jones. Wszyscy ucichli i spojrzeli na nią. - Dziękuję. Mary, dziękuje za troskę, byłam na błoniach z Syriuszem. Nic mi się nie stało. Łapo, mógłbyś przeprosić Mary za to jak ją potraktowałeś wczoraj i dzisiaj? - jej spokojny ton przerażał wszystkich. Młody Black skinął delikatnie głową.
- Przepraszam. - warknął i wstał od stołu, po czym skierował się do wyjścia potrącajac przy tym swoją rudowłosą przyjaciółkę, która upadła z hukiem na kamienną podłogę. Łapa zatrzymał się nagle i odwrócił się na pięcie w stronę leżącej przyjaciółki. Podał jej rękę, którą przyjeła i wstała.
- Może tak magiczne słowo? - zapytała z irytacją.
- Abraka Dabra. - powiedział, ale widząc minę Lily szybko dodał: - Przepraszam. - wywrócił uwagę.
- No! Nie ma za co! - pokazała mu język i odwróciła się w stronę Wielkiej Sali.
~*~
James Potter był znany z wyrzywania się na Severusie Snape'ie, a szczególnie wtedy, kiedy musiał coś odreagować. Rozwód rodziców był wystarczającym powodem do spotkania z Ślizgonem. Mówiąc szczerze, ten chłopak był jego workiem treningowym i obiektem, dzięki któremu zyskiwał popularność. Kolejny kosz od panny Evans dodał tylko oliwy do ognia.
Szedł samotnie lochami i w pewnym momencie skręcił chowając się za zbroją. W kamiennych korytarzach dało się usłyszeć echo kroków chłopaka. Wyskoczył za ściany i pogardliwym spojrzeniem zmierzył Ślizgona od stóp do głowy.
- Czego chcesz, Potter? - warknął, sięgając za pazuchę, aby wyjąć różdżkę.
- Ja? Zabawić się. - uśmiechnął się i szybkim ruchem wyjął swoją różdżkę, którą skierował na Snape'a.
- Gdzie masz koleżków, Potter? Co? Wreszcie przejżeli na oczy i cię zostawili? - prychnął.
- Po pierwsze, nie zostawili mnie. Po drugie, są na śniadaniu. Po trzecie, ja mam przyjaciół a nie jak co po niektórzy - warknął. - Expelliarmus! - różdżka Ślizgona wylądowała w dłoni Szukajacego. - Nie ze mną te numery, Smarkerusie! Wingardium Leviosa! - ciało Ślizgona mimowolnie uniosło się w górę i zaczęło uderzać w ścianę.
- Zostaw go, Potter! - głos który tak dobrze znał rozległ się po opustoszałym korytarzu. Nagle wszystko ustało, a Szukający uśmiechnął się chytrze.
- O! Widzę, że nie obeszło by się bez twojego przyjścia! - krzyknął z pogardą Potter. Lily podeszła bliżej do niego i uśmiechnęła się rozbawiona.
- Co tym razem? Ja nie jestem głupia, Potter. Kto skrzywdził szanownego Jamesika Pottera, że ten aż musiał się na kimś wyrzyć? - zapytała z ironią.
- A co ciebie do diaska obchodzi co robię?!
- Nie obchodzi. Choć Severusie. - wypowiedziała przeciw zaklęcie i odeszła razem z przyjacielem w stronę szkolnych błoni.
Westchnął głośno, gdy pomyślał o tym dziwnym, nie prawdziwym uczuciu tak często opisywanym w mugolskich bajkach dla dzieci. Nie raz Dorea Potter czytała swojemu ukochanemu synowi te bajki, wpajając mu przy tym, że kiedyś i on pokocha kogoś tak jak Charlus Potter ją samą. Lecz on w to nie wierzy. Kiedyś, może i wierzył, w to co nazywane jest 'miłością', lecz zmienił zdanie.
- Wygrałam! - rozległ się przyjemny, ciepły głos Mary McDonald, który wyrwał Rogacza z zamyślenia.
- Wmawiaj sobie! Przewidziało Ci się tylko... - prychnął Łapa.
- Gdzie ta Gryfońska odwaga? - zapytała z przekąsem.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że nie umiesz przegrywać i się do tego przyznawać! - Brunetka nie dawała za wygraną.
- Nie uważasz, że to mężczyźni są zawsze górą? Na przykład tacy mugole! Kobiety miały zakaz nauki! I było dobrze! Zero zrzędzenia poza domem! Siedziały w domu i źle im było?! Głupie i tyle! - wykrzyknął, po czym wygodnie rozsiadł się na kanapie. Gryfonka głośno wciągnęła powietrze, wyglądała teraz jakby miała wybuchnąć.
- Seksista i tyle! - krzyknęła i podeszła niebezpiecznie blisko chłopaka, po czym dało się usłyszeć charakterystyczny dźwięk łamanej kości. Odwróciła się na pięcie i z wysoko podniesioną głową poszła do swojego dormitorium.
Łapa złapał się za nos, a po chwili doleciały do niego przerażone członkinie funclubu JP&SB, mrucząc cały czas coś w stylu: 'Jak ta głupia dziewucha mogła Ci to zrobić, Syriuszku?'. Remus wraz z Jamesem tarzali się po podłodze z tej sytuacji. Rogacz szybko się opanował i pobiegł do swojego dormitorium, przeczuwając, że zaraz podlecą do niego sprawdzić czy nic mu się nie stało. Zamknął z hukiem drzwi, zagłuszając przy tym jęki jego fanek i chichot rudowłosej Gryfonki...
Promienie słońca wkradły się przez zasłonięte kotary, na twarz blondynki. Nigdy nie należała do rannych ptaszków, lecz nienawidziła gdy coś oświetlało jej twarz. Z lekkim ociągnięciem rozciągnęła się na łóżku i usiadła po turecku. Ręką popchnęła kotary, tak aby padło na nią więcej światła. Rozejrzała się po pokoju i z uśmiechem spostrzegła, że jej przyjaciółki jeszcze śpią. Westchnęła i spojrzała na magiczny budzik znajdujący się na szafce nocnej. Z przerażeniem zorientowała się, że jest dopiero piąta rano. Podeszła do okna z którego rozciągnął się widok na malownicze błonia i usiadła na kamiennym parapecie. Rozejrzała się po dworze. Jej uwagę przykuła wysoka i wysportowana sylwetka chłopaka. Był to ciemno włosy Gryfon, którego Emily dobrze znała, lecz on jej nie...
Panna Jones nie należała do osób wylewnych. Z wszystkim wolała radzić sobie sama. Nigdy nie chciała nikogo zadręczać swoimi problemami. Nikt nie znał jej w 100%.
Wyjęła z torby dziwnych rozmiarów zdjęcie i uśmiechnęła się do małej brunetki, znajdującej się na nim. Była niewyobrażalnie podobna do starszej siostry, lecz niestety tylko z wyglądu, nie licząc koloru włosów. Tam gdzie była Sam, nie obyło się bez hałasu. Młodsza z sióstr Jones, była z charakteru podobna do Simona, była duszą towarzystwa, Em jej tego zazdrościła.
Spojrzała na ćwiczącego chłopaka i uśmiechnęła się szczerze. Zeszła z parapetu i szybko się ubrała i uczesała. Pobiegła na błonia i usiadła przy jeziorze. Tafla jeziora spokojnie falowała, a Wierzba Bijaca co chwilę otrzepywała się z liści. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, które tak dobrze widziała. Nie zauważyła jak przysiadł się do niej obserwowany chłopak.
- Ty jesteś Emily...prawda? - zapytał zakłopotany Łapa. Dziewczyna oblała się rumieńcem i wbiła wzrok w ziemie.
- T-tak... - szepnęła. Chłopak ujął w dłonie jej twarz, a ta wystraszona nic nie powiedziała.
- Nie bój się. Ja nie gryzę. - powiedział patrząc w jej oczy w których malował się strach, pomieszany z podnieceniem. - Wybierzesz się ze mną na spacer po błoniach? - uśmiechnął się zadziornie i wstał, wyciagając do niej rękę. Dziewczyna z lekkim zawachaniem pochwyciła dłoń chłopaka. Szli w ciszy, która była dziwnie przyjemna i dziwna za razem. Syriusz nie mógł zrozumieć tego, że jej jako jedynej nie ma zamiaru kszywdzić, czy też ranić. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco i pociągnął za sobą w stronę bramy Hogwarckiej. Dziewczyna odwzajemniła nieśmiało uśmiech.
Mary McDonald rozciągnęła się leniwie na swoim łóżku. Otwarła szybko oczy i usiadła. Była bardzo zdziwiona kiedy zobaczyła, że Emily nie ma w łóżku, czy też nie czyta. Wzruszyła ramionami i kocimi ruchami powędrowała do łazienki, pochwycając przy tym ubrania leżące na krześle. Przemyła twarz wodą i pomalowała się. Ubrała się tak aby było jej wygodnie i wyszła. Z niedowierzeniem spostrzegła, że Lily jeszcze śpi. Co ona robiła w nocy? - pomyślała i zachichotała pod nosem. Lecz szybko zrozumiała co było powodem nie wyspania rudowłosej, gdy zobaczyła obok dziewczyny kilkanaście ogromnych książek.
O,Merlinie!
Nigdy nie rozumiała tego jak jej przyjaciółki mogą się tyle uczyć. Postanowiła sobie kiedyś, że je napewno kiedyś odciągnie. Lecz z roku na rok, było coraz gorzej. Lily i Emily coraz częściej siedziały przy książkach. Bo egzaminy, bo suny... Ale przecież one umieją już wszystko...!
Podeszła do rudowłosej z zamiarem jej obudzenia, gdyż szybko zoriwntowała się, że jeśli jej nie obudzi, to dziewczyna nie da jej żyć.
- Lilusiu... -zaczęła.
- Mary, daj mi jeszcze pospać... - mruknęła niezrozumiale.
- Oj, nie nie kochana. Aquamenti! - z różdżki brunetki wylał się strumień wody. A po chwili dało się usłyszeć krzyk przykładnej Pani Prefekt.
- Jak wyjdę już opanowana z łazienki, to radzé Ci aby cię tu już nie było. - warknęła, wstając i kierując się do wcześniej wspomnianego miejsca.
Wybiegła szybko z dormitorium, wpadając na kogoś u podnóży schodów. Podniosła głowę z zamiarem chisterycznego krzyku, lecz gdy już miała otwierać usta, szybko je zamknęła. Nad nią pochylał się przystojny chłopak z miodowymi oczami.
- Przepraszam, Mary. - mruknął zakłopotany. Wyciągnął do niej przyjaźnie rękę.
- Nie ma za co, Remusie. - ujęła jego dłoń i szybko wstała na równe nogi. - Pójdziesz ze mną na śniadanie? - zapytała z uśmiechem.
- Z przyjemnością. - odwzajemnił uśmiech i skierowali się do Wielkiej Sali.
Szli w ciszy. Zdziwili się bardzo, kiedy ujrzeli pewną Gryfonkę w towarzystwie Syriusza. Widocznie rozmawiali na dosyć śmieszny temat, bo Łapa cały czas chciotał, a Emily nieśmiało się uśmiechała. Spojrzeli na siebie z zdziwieniem i powolnym krokiem zbliżali się do pary Gryfonów.
- Łapcio, jak tam twój nos? - zapytała zaczepnie Mary, siadając naprzeciwko chłopaka.
- O, McDonald! - uśmiechnął się do niej łobuzersko. - Bardzo dobrze. Pani Pomfrey urzyła kilku zaklęć i nos jak nowy!
- A miałam nadzieję, że Ci go obetną. - warknęła. - Emily, gdzie byłaś jak cię nie było? - uśmiechnęła się delikatnie do blondynki, a ta spuściła wzrok, oblewając się przy tym rumieńcem.
- To chyba jej sprawa gdzie była. -warknął Łapa. - W każdym razie była bezpieczna.
- A co ty tak nagle zaczęłeś się nią interesować? - Mary stawała się coraz niecierpliwa.
- Ciebie to w każdym razie nie powinno obchodzić.
- Możecie o mnie nie mówić jakby mnie tu nie było? - zapytała spokojnie panna Jones. Wszyscy ucichli i spojrzeli na nią. - Dziękuję. Mary, dziękuje za troskę, byłam na błoniach z Syriuszem. Nic mi się nie stało. Łapo, mógłbyś przeprosić Mary za to jak ją potraktowałeś wczoraj i dzisiaj? - jej spokojny ton przerażał wszystkich. Młody Black skinął delikatnie głową.
- Przepraszam. - warknął i wstał od stołu, po czym skierował się do wyjścia potrącajac przy tym swoją rudowłosą przyjaciółkę, która upadła z hukiem na kamienną podłogę. Łapa zatrzymał się nagle i odwrócił się na pięcie w stronę leżącej przyjaciółki. Podał jej rękę, którą przyjeła i wstała.
- Może tak magiczne słowo? - zapytała z irytacją.
- Abraka Dabra. - powiedział, ale widząc minę Lily szybko dodał: - Przepraszam. - wywrócił uwagę.
- No! Nie ma za co! - pokazała mu język i odwróciła się w stronę Wielkiej Sali.
~*~
James Potter był znany z wyrzywania się na Severusie Snape'ie, a szczególnie wtedy, kiedy musiał coś odreagować. Rozwód rodziców był wystarczającym powodem do spotkania z Ślizgonem. Mówiąc szczerze, ten chłopak był jego workiem treningowym i obiektem, dzięki któremu zyskiwał popularność. Kolejny kosz od panny Evans dodał tylko oliwy do ognia.
Szedł samotnie lochami i w pewnym momencie skręcił chowając się za zbroją. W kamiennych korytarzach dało się usłyszeć echo kroków chłopaka. Wyskoczył za ściany i pogardliwym spojrzeniem zmierzył Ślizgona od stóp do głowy.
- Czego chcesz, Potter? - warknął, sięgając za pazuchę, aby wyjąć różdżkę.
- Ja? Zabawić się. - uśmiechnął się i szybkim ruchem wyjął swoją różdżkę, którą skierował na Snape'a.
- Gdzie masz koleżków, Potter? Co? Wreszcie przejżeli na oczy i cię zostawili? - prychnął.
- Po pierwsze, nie zostawili mnie. Po drugie, są na śniadaniu. Po trzecie, ja mam przyjaciół a nie jak co po niektórzy - warknął. - Expelliarmus! - różdżka Ślizgona wylądowała w dłoni Szukajacego. - Nie ze mną te numery, Smarkerusie! Wingardium Leviosa! - ciało Ślizgona mimowolnie uniosło się w górę i zaczęło uderzać w ścianę.
- Zostaw go, Potter! - głos który tak dobrze znał rozległ się po opustoszałym korytarzu. Nagle wszystko ustało, a Szukający uśmiechnął się chytrze.
- O! Widzę, że nie obeszło by się bez twojego przyjścia! - krzyknął z pogardą Potter. Lily podeszła bliżej do niego i uśmiechnęła się rozbawiona.
- Co tym razem? Ja nie jestem głupia, Potter. Kto skrzywdził szanownego Jamesika Pottera, że ten aż musiał się na kimś wyrzyć? - zapytała z ironią.
- A co ciebie do diaska obchodzi co robię?!
- Nie obchodzi. Choć Severusie. - wypowiedziała przeciw zaklęcie i odeszła razem z przyjacielem w stronę szkolnych błoni.
Witam!
OdpowiedzUsuńMam taką małą prośbę na początku... Mogłabyś powiadamiać mnie o swoich rozdziałach w zakładce "Spamownik"? Nie martw się zaglądam do niego regularnie, więc nie ma opcji, żebym pominęła Twój rozdział ;)
Wracając do rozdziału. Wyszedł Ci świetnie! Tylko... Jak mogłaś zrobić z Łapy takiego c*uja (za przeproszeniem)?! AJ HEJT JU!!!
,,- Nie uważasz, że to mężczyźni są zawsze górą? Na przykład tacy mugole! Kobiety miały zakaz nauki! I było dobrze! Zero zrzędzenia poza domem! Siedziały w domu i źle im było?! Głupie i tyle!" Dobrze zrobiłaś Mary rozwalając mu nos! Oby tak dalej! Zaczynam Cię co raz bardziej lubić! A Ty zawszony kundlu.., Jak mogłeś?! Kochałam Cię, wierzyłam... Dobra, bo zaczynam gadać jak jakieś tępe laski z tych mugolskich telenoweli...
Szczerze mówiąc to jedna rzecz strasznie mnie irytuję...
,,- Primo, nie zostawili mnie. Secundo, są na śniadaniu. Tercio, ja mam przyjaciół a nie jak co po niektórzy." Te wszystkie primo, secundo... Są strasznie denerwujące. Spotkałam się z takim przypadkiem na jednym z blogów i trudno jest wytrzymać czytając to. Bez obrazy.
Zaczynam co raz bardziej nie lubić James'a... Zachowuję się jak zwykły, rozwrzeszczany bachor. Jego rodzice się rozwodzą, ok rozumiem. Ale to nie jest powód znęcania się nad innymi! Ciekawe co by zrobił gdyby był na miejscu Snape'a?! Nigdy za bardzo nie lubiłam Mistrza Eliksirów, lecz w pewnych sytuacjach go niestety rozumiem. Wyżywanie się na innych jest żałosne... Wybacz, znów zbyt się rozpędziłam. Po prostu Twoje opowiadanie wywołuję we mnie takie emocje, że nie mogę się powstrzymać przed dodaniem komentarza! Po raz pierwszy to piszę, ale... Wiedz, że jestem na Ciebie zła, iż tak szybko przerwałaś notkę! Strasznie mi się spodobała!
Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
Selene Neomajni
Jejku! Twoje komentarze mnie powalają i wgl. :') cieszę się, że Ci się podobalo. :D
UsuńŁapcia - W tym rozdziale no... taki był. Ale w następnym będzie lepiej z nim. Zdecydowanie. :D
James - tak wiem, rozwydrzony bachor. Ale no... Taki był. Kiedyś tam się zmieni.
Snape - powiem szczerze, nienawidzę go i mam gdzieś co się z nim dzieje. Uważam go za sierotę, nie umiejącą sobie z niczym poradzić.
Mary - też ją bardzo lubię i mam jeszcze z nią kilka bardzo ciekawych, i fajnych pomysłów.
Z tymi terciami itp to wyszło tak, że uczyłam się ostatnio włoskiego na muzykę i teraz wszystko do tego porównuje.
Dziękuję za komentarz. <3
Rozdział bardzo ciekawy i spodobał mi się.
OdpowiedzUsuńSyriusz zasłużył sobie na ten cios w nos (rymy pierwsza klasa :)) tym co powiedział. I jak w ogóle James może myśleć sobie, że Lily jest tylko na "liście do skreślenia"? O nie, mam nadzieję, że się opamięta i uświadomi sobie, że ją kocha. Boże, uwielbiam Jily ♡
Reszta bohaterów też mi się podoba, ciekawe co wyniknie ze znajomości Emily z Syriuszem i Mary z Remusem. Wyczuwam jakieś miłości :D
Jejku, poza tym, zauważyłam, że jedna z moich bohaterek nazywa się dokładnie tak samo jak Twoja. Emily Jones. Chyba, że coś mi się pomieszało, bo jeszcze nie do końca pamiętam nazwiska własnych postaci (wiem, głupia jestem :D). No, ale jestem na 90% pewna, że moja też się tak nazywa. Zaraz to zresztą sprawdzę. A nie pamiętam, dlatego, bo dopiero niedawno założyłam bloga i jeszcze nie przyzwyczaiłam się do nowych postaci. Ok, w każdym razie Jones to jedyne nazwisko, które wzięłam z internetu, bo resztę sama wymyśliłam, a tu się okazuje, że istnieje już taka osoba na innym blogu. Brawo, jestem super, po prostu. Nie wiem, jak można mieć takiego pecha, serio. Akurat Emily nie wymyślałam nazwiska, serio, jestem jakimś niepowodzeniem :D Przepraszam bardzo, żebyś nie pomyślała sobie, że odgapiłam tę bohaterkę z Twojego opowiadania. To przypadek. :) Zmienię to nazwisko, jak tylko będę mogła. ;D Ok, rozpisałam się o nieistotnych rzeczach. Lily pewnie wkurzyła się na Jamesa za to znęcanie się nad Snapem. Niech się pogodzą :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny ♡
Optimist
[the-emerald-eyes.blogspot.com]
Nie nie odgapiłaś z mojego bloga. :D z tą Emily to było tak, że nie mogłam znaleźć odpowiedniego nazwiska, więc wujek Google pomógł. xD a z imieniem to wyszło tak, że czytłam książkę i moja ulubiona bohaterka miała tak na imię i również była nieśmiała. :D i tak to było.
UsuńNie musisz zmieniać, bo nie odgapiłaś. ;) :D
Bardzo dziękuję za komentarz i miłe słowa, no i pozdrowienia ♥ wielkie dzięki!
Nie ma problemu, już zmieniłam :)
UsuńJa też najpierw stwierdziłam, że jedna z bohaterek będzie miała na imię Emily i chciałam znaleźć jakieś odpowiednie nazwisko i Jones mi pasowało. Chyba myślimy tak samo :D Ale ogólnie potem miałam problemy ze znalezieniem nazwisk dla reszty, więc wymyśliłam własne. Teraz moja Emily też już ma oryginalne nazwisko i nie wyróżnia się spośród pozostałych dziewczyn :) Pozdrawiam raz jeszcze.
Optimist
Witam!
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział 5
http://adrianna-ocalic-istnienia.blogspot.com
Selene Neomajni
PS: Wiem, że powinnam Cię poinformować o tym w Spamowniku, ale komentarz nie chciał się dodać... To coś nie tak z moim kompem :/
Bardzo podoba mi się sposób, w jaki pokazujesz Huncwotów. Nie są wyidealizowani, jak w większości historii, która miałam okazję przeczytać (swoją drogą, moim zdaniem nawet sama Rowling trochę ich gloryfikowała i ukazywała w zbyt pozytywnym świetle). Mimo że darze ich ogromną sympatią, to i tak uważam, że w szkole zachowywali się okropnie, byli rozwydrzeni i egoistyczni. Chyba dopiero wojna i wstąpienie do Zakonu Feniksa odmieniło ich...
OdpowiedzUsuńAle wracając jeszcze do Twojej historii - Ciekawie opisujesz relacje między poszczególnymi bohaterami. To wszystko wygląda bardzo naturalnie i nie mam wrażenia, że jakiś element jest naciągany i tworzony na siłę :)
http://nocturne.blog.pl/
Dziękuję :D
UsuńTwojego bloga uwielbiam, ale jestem strasznym leniem xD