Świstoklik.

środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 4. Nie siłą, lecz sprytem zdobywaj.

- Co on od ciebie chciał, Severusie? - zapytała po chwili Lily, kiedy wyszli na hogwarckie błonia.
- Tego co zawsze, Lil. Czyli popisać się i pokazać jaki to on jest super, bo umie rzucać zaklęcia. - prychnął Ślizgon, siadając przy tym na trawie.
- On jest zupełnie niepoważny! Porozmawiam z nim, Severusie, a teraz pomówmy na przyjemniejszy temat. Na przykład o tym projekcie na Eliksiry! Ups... - zatkała sobie usta ręką i popatrzyła z przerażeniem na swojego przyjaciela, a widząc jego podekscytowaną minę, przeklnęła się w duchu.
- Jakim projekcie?
- Ja nie powinnam. - pokiwała z desperacją głową.
- No, Lilka! Jak zaczęłaś, to już dokończ. - uśmiechnął się rodośnie.
- Nie mogę...
- Nie daj się prosić...
- No dobrze. - burknęła. - Ja, jako prefekt, dowiedziałam się o tym, wtedy po kolacji... wiesz dwa tygodnie temu... pamiętasz? Więc, to ma być tak, że będziemy losować z kim będziemy przyżądzać jakiś wymyślony przez nas eliksir... wiem jeszcze, że będziemy mieć dokładnie 2 miesiace.
- Ale super! Dobrze by było, gdybyśmy byli razem! - zaklaskał wesoło w dłonie.
- Wiesz, Severusie... to raczej będzie tak, że będziemy losować, a wiesz... jest jeszcze jakieś 55 osób na naszym roku, to wiesz... - uśmiechnęła się krzywo.
- No dobrze... a tak wogóle po co chciałaś się ze mną spotkać, bo jeśli dobrze rozumiem nie bez potrzeby szłaś w stronę lochów, narażając się na czystokrwistych Ślizgonów... - spojrzał na nią wymownie.
- Wiesz, Severusie... brakowało mi tych naszych rozmów, bo przez ten miesiąc nie miałam wogóle czasu się spotkać. Wiesz, ja mam treningi, obowiązki Prefekta....
- No już dobrze, Lil. Rozumiem. - uśmiechnął się do niej przyjaźnie. - Idziemy na spacer?
- Jasne. - wstali i ruszyli spacerkiem wzdłuż jeziora, żywo rozmawiając.
 Nie wiedzieli, że są obserwowani przez ciemnowłosego Gryfona, który był przykryty peleryną-niewidką i z niewiadomych powodów, kipiał ze złości.

~*~

 Średniego wzrostu blondynka zachowywała się inaczej niż zwykle. Siedziała na fotelu i czytała już poraz piąty jedną i tą samą stronę książki, którą wypożyczyła z biblioteki zaraz po śniadaniu. Nie mogła się skupić. Jej myśli zaprzątał osobnik płci męskiej, którego obserwowała dziś rano.
 Na co ona liczyła?! Na to, że po tym spacerze zostaną przyjaciółmi... Syriusz Black taki nie był. On obracał się w towarzystwie, gdzie pewność siebie miała znaczącą rolę. A ona tam nie pasowała. Była cicha i spokojna, bojąca się odezwać, ze strachu, że palnie coś głupiego. Zazdościła swoim przyjaciółką tego, że są rozpoznawalne i popularne, ona też chciała taka być.
 Przegryzła dolną wargę i podniosła głowę, aby szybko oblecieć spojrzeniem Pokój Wspólny i spojrzeć na obiekt jej rozmyślań. Ze zdziwieniem stwierdziła, że siedzi sam i męczy się nad stosem pergaminów. Długo gryzła się z myślami, aż w końcu wstała i zrobiła kilka kroków, po czym usiadła obok Łapy. Podniósł z zdziwieniem głowę i uśmiechnął się huncwocko.
- Pomóc? - zapytała.
- Z przyjemnością przyjmę pomoc, pięknej damy, gdyż moje wiadomości z lekcji są szczerze mówiąc... nędzne. - zaśmiał się Gryfon.
- W takim razie z czym masz problem? - przybrała poważną minę.
- O, z tym tutaj... - pokazał palcem na zadanie z wróżbiarstwa.
- Łapo! - oburzyła się Emily. - Sennik, naprawadę? Nie pomyślałeś, że można wymyśleć sny? Ja z dziewczynami, robimy tak od trzeciej klasy. - wzruszyła ramionami.
- Że też wcześniej na to nie wpadłem... - zakrył twarz w dłonie. Dziewczyna zaśmiała się serdecznie. Po chwili zaczęli rozważać pomysły na sny młodego Blacka.
 Jeśli ktoś kto znał ich chociaż trochę i zobaczyłby tą sytłację, nie uwierzyłby w to co widzi. Nieśmiała blondynka chciochocząca pod nosem i najbardziej pewny siebie chłopak w Hogwarcie, siedzieli na kanapie w Pokoju Wspólnym i pracowali nad sennikiem szatyna. Kilka przechodzących obok osób patrzyło na tę sytłację z zdziwieniem, że panna Jones ośmieliła się z nim porozmawiać.
 Sama niestety stwierdziła, że zaczęła coraz bardziej się otwierać przed tym chłopakiem...

~*~

 Szedł samotnie ciemnym korytarzem, pod peleryną-niewidką. Jego kroki były ciche, ale bardzo szybkie. Z tego co wiedział kosz do losowania był w sali do eliksirów, więc właśnie tam zmierzał. Skręcił kilka razy, aż zatrzymał się przez dużymi, dębowymi drzwiami. Otworzył je cicho prostym zaklęciem i zaczął szukać wzrokiem kosza do losowania. Jego różdżka wystarczająco dużo dawała światła, aby szybko go znaleźć. Podszedł szybko do niego i zaczął przewracać kartki tak, aby znaleźć taką na której będzie imię i nazwiako rudowłosej Pani Prefekt. Jego palce znalazły odpowiednią karteczkę i zaczął poszukiwania innej, jego kawałka papieru. Gdy ją znalazł wymówił zaklęcie znalezione dawno temu w jakiejś książce i ją odstawił.
 Wyszedł z sali ostrożnie zamykając drzwi i będąc z siebie dumny.
 Teraz Lily będzie z nim... nie ma innej opcji.

~*~

 Weekend minął nie miłosiernie szybko, co oznaczało powrót do codziennej rutyny. Lily Evans wreszcie wiedziała co to znaczy mieć treningi quidditcha, gdyż co roku naśmiewała się z Mary.
 Rozciągnęła się na łóżku i otworzyła leniwie oczy. Wstała na równe nogi i udała się do łazienki. Ubrana w szkolny mundurek i uczesana w warkocza siegające jej do pasa, wyszła z łazienki. Obejrzała się w lustrze stojącym za drzwiami łazienki i uśmiechnęła się do swojego odbicia. Obróciła się wokół własnej osi, po czym podeszła do łóżka panny McDonald z zamiarem odpłacenia się za piątkową pobutkę. Nachyliła się nad uchem dziewczyny i szepnęła:
- Mary, ten Krukon, jak mu tam... Davies... Jest w naszym dormitorium!
 Reakcja była natychmiastowa. Brunetka wystraszona podskoczyła w łóżku i zaczęła owijać się kołdrą w celu zasłonięcia jej piżamy. Mary miała bowiem co ukrywać. Spała w cieniutkiej koszulce z ogromnym dekoltem, przez który było widać dokładnie jej piersi.
- TY RUDA MAŁPO! FAJNIE BYŁO MNIE TAK OBUDZIĆ?! NIE ZDZIW SIĘ JAK JA CIĘ JUTRO OBUDZĘ! - krzyk dziewczyny było chyba słychać w całej wieży Gryffindoru. Nie obyło się bez chciotów kilku Gryfonów.
 Rudowłosa zeszła rozbawiona do Pokoju Wspólnego i dumnie ominęła wlepione w nią spojrzenia. Przeszła kocimi ruchami pod portretem Grubej Damy. Szybko znalazła się w Wielkiej Sali dzięki kilku tajemnych przejść pokazanych przez Syriusza, w zamian, za uratowanie przed Filchem. Usiadła na swoim miejscu i nałożyła sobie na talerz kanapkę z dżemem.

~*~

 James Potter i Syriusz Black biegli właśnie w stronę sali do Eliksirów. Dziś wyjątkowo nie zjedli śniadania, gdyż najzwyczajniej w świecie nie zdążyli. To chyba oczyste, że Ci dwaj panowie nie mogli się obudzić.
 Wbiegli do klasy trochę spóźnieni. Profesor Slughorn należał do ludzi bardzo spokojnych, więc, nie dał im szlabanu i nie odjął punktów. Zajęli swoje miejsca. Lekcja minęła bardzo szybko, aż nadszedł ten moment.
- Prefekci już o tym pewnie więdzą... - zaczął mężczyzna, a widząc skinienie czwórki osób, ciągnął dalej - Jest zorganizowany konkurs na najlepszy Eliksir, wymyślony przez nas samych. Bierą w tym udział wszyscy piątoklasiści. Jest to praca grupowa, będziecie losować z kim będziecie mieli. Panie Lupin - zwrócił się do Gryfona - mógłby pan przynieść ten kosz? - wskazał gestem głowy na pudełko leżące za sobą, a chłopak od razu mu je podał. - Więc jeśli jest już tu pan, to może pan zacznie? - Remus nie miał wyjścia, musiał wyjąć karteczkę jako pierwszy. - Kto się panu trafił?
- Mi? Lucy. - uśmiechnął się w stronę ciemnowłosej Krukonki, która mu posłała ciepły uśmiech.
- Bardzo dobrze! A teraz panna Evans skoro zaczęliśmy od prefektów Gryffindoru. - rudowłosa wstała i szybkim ruchem wyjęła karteczkę, która dziwnym trafem wleciała do jej ręki. Z uśmiechem spojrzała na to co trzymała w ręku, lecz po chwili mina jej zrzedła. . - Kogo wylosowałaś?
- Pottera. - mruknęła z niesmakiem,a w sali rozbrzmiały jęknięcia fanek chłopaka i chichot Łapy, który zdążył się dowiedzieć o wyczynie przyjaciela.
- Ooo! Evans! Choć tu do mnie omówimy nasz projekt! - James wstał i machnął do niej zachęcająco ręką, posyłając jej przy tym szczery uśmiech, o który byłaby się w stanie zabić nie jedna dziewczyna.
- Panno Evans, jak chłopak woła, to powinna pani podejść. -skarcił ją Slughorn. Dziewczyna cicho prychnęła i podeszła do wylosowanego. Poczuła ręce na tali i oddech na karku, a po chwili na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Wiesz, że sama skazałaś się na moje towarzystwo? I to przez kilka tygodni, kilka razy w tygodniu. - zamruczał szeptem do jej ucha.
- Niestety. - zrzuciła jego ręce i odwróciła się przodem do niego - Jedynie coś zrobisz... - pogroziła mu palcem.
- A co zabronisz? Chłopak, dziewczyna, pusta sala, sami... - spojrzał na nią wymownie.
- Jestem dziewicą i nie zamierzam tego tracić... I to jeszcze z tobą. - spojrzała na niego z obrzydzeniem, a jej twarz miała kolor dojrzałej czereśni. Nie zdawała sobie z tego sprawy, ale właśnie zachęciła chłopaka do większych starań.
- A kto tu mówi o seksie? - podniósł ręce w geście obrony, a Lily oblała się czerwienią. Było jej głupio. Odwróciła się tyłem do Jamesa.
 Jak się okazało Syriusz był z Emily, z czego był przeogromnie szczęśliwy. Dziewczyna też nie wyglądała na smutną, zawiedzioną czy też zmieszaną, co w Lily obudziło jej charakterystyczną ciekawość. Mary też była szczęśliwa z swojego 'losu', którym był pewien bardzo przystojny Krukon. Dziewczyna cały czas chichotała i z uśmiechem patrzyła na Davida Daviesa. Nawet Peter cieszył się z osoby która została jego partnerem, a była to pulchna dziewczyna o wielkich niebieskich oczach. Tylko ona... Lily Evans, była nieszczęśliwa. Bo kto by się z tego cieszył jeśli będzie trzeba spędzać kilka godzin tygodniowo z takim nieukiem i bałwanem, który nie umie kompletnie Eliksirów!
 Westchnęła i wyszła z klasy jako pierwsza, kiedy lekcja dobiegła końca.

~*~

 Dziewczyna siedziała na parapecie w swoim dormitorium i patrzyła na okrągły księżyc, który był centralnie nad Zakazanym Lasem. Przymknęła oczy. Zawsze fascynował ją. Interesowała się zwierzętami i roślinami, których jest miliony, a ona znała ich nazwy. Jej uwagę przykuły dwie postacie idące w stronę Wierzby Bijącej*. Wzruszyła ramionami będąc pewna, że jej się przewidziało.
 Rozejrzała się po pokoju i uśmiechnęła się do śpiącej Mary. Nie spodziewała się odpowiedzi na swój uśmiech. Powędrowała wzrokiem dalej na łóżko do rudowłosej. Uśmiechnęła się krzywo. Dziewczyny tam nie było. Wyszła z dormitorium i zeszła do Pokoju Wspólnego. Odnalazła wzrokiem pannę Evans, po czym do niej podeszła. Dziewczyna ledwo nie usypiła i pisała esej na astronomię.
- Liluś, kochanie, chodź już spać... - powiedziała z charakterystyczną dla siebie czułością.
- Ale jeszcze nie skończyłam...
- W tym stanie i tak nic nie zrobisz. Idź się położyć, ja za ciebie to zrobię..
- Nie będziesz na mnie zła?
- Nie, Rudzielcu. Widzę przecież jak wygladasz...
- Dziękuję. - przytuliła się do przyjaciółki i poszła do swojego dormitorium. Emily za to usiadła tam gdzie siedziała wcześniej panna Evans i z rozbawieniem czytała to co napisała zielonooka, a raczej: co starała się napisać.


Rozdział miał być wczoraj, ale wiecie... trzeba się poprawiać. Szczerze mówiąc był wczoraj, ale internet zaczął się mnie nie słuchać...
Nie wiem co myśleć o tym rozdziale... jest nijaki i nadomiar złego, bardzo krótki.
Liczę na komentarze. :D




3 komentarze:

  1. Zaklepuję miejsce :)
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      Rozdział bardzo mi się podobał. Świetny pomysł z tym losowaniem. James taki zazdrosny o Snape'a ♡ Dobrze, że coś tam namieszał z tymi karteczkami i Lily na niego "trafiła".
      Relacja Syriusza i Emily jest super, chociaż chyba już to pisałam ostatnio (a może nie), ale nie pamiętam, więc napiszę jeszcze raz. Bardzo do siebie pasują, ona jest nieśmiała, a on - wiadomo :D Dziwne, że Black nie wpadł na to, żeby wymyślać sny na wróżbiarstwo.
      Okej, czekam na następną notkę, pozdrawiam najserdeczniej i życzę weny.
      Optimist ♡
      [the-emerald-eyes.blogspot.com]

      Usuń
  2. Witam!
    Łaa! Dedykacja?! For me?! OMG!!! Dobra skończę to żałosne przedstawienie, bo rzygać mi się chcę na te wszystkie angielskie słówka... A tak na prawdę to bardzo dziękuję za dedykację. To miłe.
    Pierwsza myśl po przeczytanym rozdziale... Ohoho! Pan Jelonek zazdrośnik! :3
    Wiem, że on chcę tylko ,,odhaczyć" Evans, lecz jego zachowanie względem niej było takie... Urocze? Słodkie? Tego nie da się opisać słowami! Świetnie opisywałaś perspektywę Pana Jelonka. To chyba najbardziej mi się podobało! A tak w ogóle zrobiłaś kilka błędów:
    *w ogóle (piszę się oddzielnie)
    *sytuacje
    *chodź
    Wszystko wszystkim, ale najbardziej pokochałam ten moment:
    ,,Poczuła ręce na tali i oddech na karku, a po chwili na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
    - Wiesz, że sama skazałaś się na moje towarzystwo? I to przez kilka tygodni, kilka razy w tygodniu. - zamruczał szeptem do jej ucha." Nie wiem czy mogę określić to mianem romantycznego, lecz bardzo mi się spodobał ♥ I jeszcze w tym momencie (zawsze cytuję ulubione momenty):
    ,,- Liluś, kochanie, chodź już spać..." Myślałam, iż to Rogacz! Ta notka chyba będzie należała do najlepszych (według mojej skromnej osoby, oczywiście) rozdziałów w historii Twojego bloga! Cud-miód-jednorożce! Ja chcę więcej! Pisz szybko!!!
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń