Świstoklik.

wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 1. W pociągu.

 Sierpień dobiegł końca. Dla mugolskich dzieci oznaczało to koniec wakacji i dziesięciomiesięczną naukę. Lily Evans była chyba jedynym człowiekiem na świecie nienawidzącym wakacji. Było to chyba spowodowane licznymi wyzwiskami pod jej adresem ze strony starszej siostry - Petunii, oraz tęsknotą za magią. Tęskniła za Hogwartem. To jej miejsce. Tam czuła się jak w domu. Nawet nauka sprawiała jej nie małą przyjemność, choć czasami siedziała do późna nad książkami, to później otrzymane wyniki dawały jej ogromną satysfakcje. Uwielbiała tworzyć rozmaite mikstury, rzucać zaklęcia czy też uroki, lub zamieniać jedną rzecz w drugą. Szczerze się wtedy uśmiechała, będąc dumną, że to właśnie ona dostała taką szansę uczestnictwa w magicznym świecie, kiedy nawet jej siostrze i milionie innych dzieci się nie udało. Doskonale pamięta dzień kiedy dowiedziała się, że jest czarownicą, wtedy nie uwierzyła swojemu przyjacielowi. Severus i ona są przyjaciółmi od dobrych czterech lat. Była to przyjaźń na zawsze. To właśnie ten chłopak opowiedział jej o magicznym świecie - o dementorach, o magii, o zaklęciach, o Hogwarcie, o czterech domach. Lily z krzywym uśmiechem wspominała Tiarę Przydziału, gdyż ona i Severus poszli do zupełnie innych i na dodatek nienawidzących siebie nawzajem domów. Ona do domu Lwa ceniącego odwagę, a on do domu Węża ceniącego spryt i zamiłowanie do czystej krwi. Na początku Evansówna była niezbyt zadowolona z takiego 'rozmieszczenia', lecz szybko zrozumiała, że kocha Gryffindor i nie wyobraża siebie w innym domu. Właśnie w domu Godryka Gryffindora poznała swoje najlepsze przyjaciółki - Mary i Emily, oraz Remusa i Syriusza. Obaj chłopaki wchodzili w skład czteroosobowej grupy o nazwie 'Huncwoci'. Pozostała dwójka to James Potter i Peter Pettigrew, których praktycznie Lily nie zna - jak już, to tylko z widzenia. Z Remusem i Syriuszem zaprzyjaźniła się dopiero pod koniec trzeciej klasy na egzaminach z OPCM, kiedy to obaj Huncwoci pomogli odpędzić od Lily Ślizgonów. Przyjaźń pomiędzy Lily, a Lunatykiem i Łapą z niewyjaśnionych powodów przeszkadzała Severusowi. Rudowłosa patrzyła wówczas na młodego Snape'a z politowaniem i rozbawieniem, co go niesamowicie irytowało.
 Rozciągnęła się leniwie na łóżku, witając nowy dzień delikatnym uśmiechem. Rude włosy dziewczyny łaskotały ją delikatnie po twarzy. Wstała powoli z łóżka i zamrugała kilkakrotnie. Spojrzała przelotnie na swoje przygotowane kufry. Wzięła ubrania leżące na krześle i skierowała się do łazienki. Ubrana podbiegła do lustra stojącego na korytarzu i nałożyła delikatny makijaż. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, po czym szczotką leżącą na komodzie rozczesywała swoje rude, sięgające do pasa włosy. Była dumna ze swojego wyglądu. Przez wakacje wyraźnie zaokrągliły się jej kształty, lekko podrosła i schudła. Ogólnie wyglądała inaczej niż przed wakacjami.  Zaczesała włosy do tyłu, pozostawiając je nadal rozpuszczone. Spakowała szczotkę do kufra i ciągnąc kilka za sobą, zbiegła na dół. Zostawiając obok drzwi wejściowych torby, podchodziła do swojej rodzicielki - Mary Evans. Lily była niesamowicie podobna do swojej matki. Obie miały ciemno rude włosy, podchodzące pod kasztanowe i były takiego samego wzrostu. Jedynie oczy Lily odziedziczyła po ojcu.
- Co na śniadanie? - pyta z uśmiechem młodsza córka państwa Evans.
- Naleśniki z dżemem. - odpowiada Mary, zerkając z rozbawieniem na swoje dziecko. - Widzę, że cała promieniejesz. Cieszysz się prawda? - uśmiecha się smutno.
- Mamo... oczywiście, że się cieszę. Nie martw się... przecież wiesz, że wracam na święta. - przytuliła się do matki.
- Tak, tak wiem. Ale ty już jesteś taka duża.. dopiero pierwszy raz cię odprowadzaliśmy na ten peron... a już jedziesz tam po raz piąty...- po policzku pani Evans poleciała pojedyncza łza, ale szybko znikła pod wpływem wprawionego ruchu dziewczyny. Lily ścierała łzy matki już automatycznie, gdyż takie sytuacje są zawsze mniej więcej dwa razy do roku - kiedy wyjeżdża do Hogwratu i kiedy po świętach znów musi wyjechać.
- Widzę, że moje piękne kobiety siedzą w kuchni. Oj... widzę, że coroczny temat został poruszony... - z drugiej strony kuchni dobiegł ich rozbawiony, ale i zmartwiony głos pana Evansa. Jego żona posłała mu pełne ciepła i miłości spojrzenie. Rudowłosa dziewczyna wiedziała doskonale, że jej rodzice bardzo kochają siebie nawzajem. Sama marzyła, żeby zakochać się kiedyś bez opamiętania, chciała kiedyś poznać swojego księcia z bajki - tego jedynego. Uśmiechnęła się do swoich rodzicieli.
 Jej mama właśnie wykładała naleśniki dla swojej młodszej córki. Dziewczyna z rozbawieniem pochwyciła talerz z jedzeniem i usiadła przy stole. Zjadła i spojrzała wyczekująco na swojego tatę.
- Co się tak patrzysz? - jej ojciec spojrzał na nią pytająco. Dziwne, że dopiero teraz zauważyła jaki on jest przystojny...
- Nic, nic. - puściła mu oczko, a on parsknął śmiechem. - Jedziesz mamo z nami na peron? - spojrzała na kobietę, która z wielkim uczuciem patrzyła na swojego męża.
- Nie, nie córciu. Muszę zawieść Petunię do jej szkoły... a właściwie, gdzie ona jest?
- Jeszcze śpi. - mruknął ojciec z drwiną. Nienawidził lenistwa i późnego wstawania, gdyż marnuje się dzień. Kochał starszą z córek tak samo jak młodszą, lecz nie był z niej aż tak dumny. Nie przynosiła aż tak dobrych wyników w nauce, nie była wzorem do naśladowania. Nie pasowało mu to w jaki sposób traktuje Lily...
- Wy już jedźcie, ja ją obudzę. - uśmiechnęła się niewyraźnie. Podeszła powoli do męża i pocałowała go w policzek, po czym mężczyzna wyszedł, ciągnąc za sobą kufry Lily.  Mary Evans podeszła do córki i mocno przytuliła.
- Nie martw się córciu, dasz sobie radę. Myślę, że zdasz Sumy w tym roku śpiewająco! - roześmiała się i pocałowała swoją córkę w czoło. Dziewczyna wyszła z uśmiechem z domu i weszła do samochodu, który stał już odpalony przed domem.
 Droga na peron minęła bardzo szybko. Lily tylko troszeczkę poopowiadała swojemu tacie o quidditchu, którego mimo tego, że jest mugolem, uwielbiał. Interesowały go miotły i wszystkie rodzaje piłek. Dużo o nim czytał z książki, którą dostał od młodszej córki na tamte święta. Na King Cross pożegnali się i każdy poszedł w innym kierunku.
 Lily już dawno nie bała się przechodzić przez barierkę miedzy peronami 9, a 10. Szybko przebiegła i już była na miejscu! Jak zwykle była na peronie dużo przed czasem, więc mogła zająć dobry przedział nie martwiąc się o brak wolnych. Wbiegła do pociągu ciągnąc za sobą kufry, po czym szła na mniej więcej środek. Weszła do wolnego przedziału. Wyjęła pierwszą lepszą mugolską książkę, którą sobie spakowała. Była niezwykle ciekawa. Główny bohater zakochał się w głównej bohaterce, lecz ona go nienawidziła. Zachichotała na myśl jak śmiesznie mogły wyglądać plany zdobycia dziewczyny.
 Po chwili usłyszała głosy dochodzące za ściany przedziału. Podniosła leniwie głowę i z rozbawieniem spostrzegła, że jej najlepsze przyjaciółki przewróciły się przed drzwiami. Wstała, odrzucając książkę, po czym otworzyła drzwi. Jej wzrok powędrował na 'poplątane' dziewczyny, które śmiały się tak głośno, że nawet by zmarłego obudziły. Lily podała rękę Mary i pociągnęła ją do przedziału. Nie sprawiło jej to trudności gdyż panna McDonald była bardzo lekka. Po chwili do przedziału weszła również już opamiętana. Uśmiechnęła się delikatnie i usiadła na miejscu gdzie wcześniej siedziała Evansówna.
- Cześć. - powiedziała zirytowana Lily.
- O właśnie... hej!- Mary posłała jej rozbawione spojrzenie.
- Cześć. Od kiedy macie zamiar uczyć się do Sumów? - zapytała poważnie Emily.
- Em, jeszcze nie jesteśmy w Hogwarcie a ty już o Sumach... - westchnęła Mary. Blondynka wzruszyła ramionami i wyjęła książkę z torby.
 Emily Jones jest średniego wzrostu blondynką, o jasno brązowych oczach. Jest perfekcjonistką. Niestety jej nieśmiałość sprawiła, że nie ma za dużo przyjaciół - tylko Lily i Mary. Uczy się najlepiej z całego rocznika. O dziwo, nie była Krukonką. Uwielbia czytać książki. Ogółem jest całkiem ładna i gdyby ośmieliła się 'wyjść do ludzi', miała by nie jednego adoratora. Teraz nikt jej praktycznie nie zauważa.
 Mary McDonal jest jej lekkim przeciwieństwem. Ta z kolei jest całkiem wysoką brunetką z oczami niebieskimi jak tafla oceanu. Dobrze się uczy, nawet bez siedzenia godzinami przy książkach. Wszystko przychodzi jej z łatwością. Lily bardzo jej zazdrościła talentu, choć sama jest niczego sobie. Jest ścigającą w gryfońskiej drużynie quidditcha. Miała wielkie powodzenie. Na okrągło korzysta z życia.
- Pochwaliłam wam się? - zapytała Lily z uśmiechem, a widząc zdziwione spojrzenia przyjaciółek, otrzymała odpowiedź. - Zostałam Prefektem. - zaklaskała wesoło w dłonie.
- Moje gratulacje, Lily. - uśmiechnęła się Emily.
- Nareszcie będzie normalny prefekt... - odetchnęła z ulgą Mary, wywołując przy tym śmiechy towarzyszek. - A Lily, świetnie wyglądasz. - dodała.
- Właśnie, Lil. Inaczej jakoś..
- Dziękuję. Postanowiłam się wziąć za siebie. Pozbyłam się kokardek do włosów... - powiedziała z uśmiechem pani Prefekt.
- Moim zdaniem słodko w nich wyglądałaś.- rozległ się męski ciepły głos od strony drzwi. Równo podskoczyły i spojrzały na chłopaka opartego ramieniem o framugę drzwi z irytacją, pomieszaną z zdziwieniem.
 Czarne włosy opadały mu z elegancją na ramiona, a szare tęczówki uważnie skanowały każdy ich ruch. Nikt nie podważał twierdzenia, że był razem ze swoim najlepszym przyjacielem, najprzystojniejszym chłopakiem w Hogwarcie. Lily uważała go za najlepszego przyjaciela, ale niestety musiała znieść fakt, że jest jednym z Huncwotów.
- A pukać to nie łaska? - zapytała z nutką złośliwości Mary.
- Wybacz, McDonald ale mi wszystko wolno. - powiedział nie patrząc na brunetkę. Wychylił się za framugę. - Chłopaki, wolny przedział! - krzyknął na cały głos, a po chwili w drzwiach stanęło dwóch chłopaków uśmiechniętych od ucha, do ucha.
 Gryfonem z prawej, był wysoki blondyn z miodowymi oczami. Był to jeden z najlepszych przyjaciół rudowłosej Gryfonki, oraz jeden z Huncwotów czego Lily kompletnie nie rozumiała, gdyż był on opanowany i spokojny. Uwagę dziewczyny przykuła plakietka Prefekta przypięta przy jego lewej piersi.
- Remusie, jesteś Prefektem? - zapytała z uśmiechem.
- Tak, Lily. - uśmiechnął się.
- Dumbledore oszalał! - powiedział z irytacją Syriusz, siadając pomiędzy Mary, a Emily. - Luniaczek, na Prefekta... - parsknął śmiechem.
- Ale przecież Lunio jest grzeczny... - wtrącił nieśmiało Peter, który nadal stał obok Remusa przy framudze drzwi. Lily posunęła się obu chłopakom, a ci zgodnie usiedli.
- Tak, wiem, że jest grzeczny... ale to Huncwot! Przecież on również bierze udział w naszych kawałach. Nie mamy p... - drążył nadal Łapa.
- Zapomniałeś o mnie. - wtrąciła Lily.
- Ty też? - jęknął.
- Też, też. - pokiwała głową z śmiechem.
- A właśnie Lily, wyglądasz inaczej! Ładniej! - krzyknął na cały głos, uważnie lustrując dziewczynę od stóp do głowy. - No,no Ruda... gdybyś była w moim typie bym się z tobą umówił...
- A jaki jest twój typ, Łapciu? - zapytała z przekąsem Mary.
- Brunetki, blondynki. - powiedział natychmiastowo.
- I co zasada trzech Z, wykonana na każdej z 'brunetek, blondynek'?
- Nie na każdej, jeszcze wy dwie - pokazał palcem na nią i na Emily.- oraz kilka Krukonek i Puchonek, no i wszystkie Ślizgonki. Ich kijem przez ścierkę nie dotknę.
- Typowe. Gdzie jest James?
- W przedziale tych z naszego funclubu... nie chciały go wypuścić. - wzruszył ramionami.
- Właśnie Remusie idziesz ze mną do przedziału prefektów? - Lily uśmiechnęła się serdecznie do chłopaka, a ten natychmiast wstał. Przepuścił dziewczynę w drzwiach, po czym równym krokiem poszli do odpowiedniego przedziału.
- Łapa miał rację, świetnie wyglądasz.
- Dziękuję. - ukłoniła się w biegu.
Szybko znaleźli się w przedziale prefektów. Przez około godzinę wysłuchiwali przemowy Prefekta Naczelnego. Lily czuła się bardzo nieswojo czując na sobie wzrok kilku prefektów z innych domów. Wiedziała, że jest pewnie cała czerwona - z zdenerwowania i zawstydzenia. Nigdy nie była osobą lubiącą być w centrum uwagi i do tej pory doskonale udawało jej się to. Lecz w tym roku czuła, że niestety będzie inaczej.
- Lily, chodź. Michael właśnie skończył. - Remus wyciągnął do niej rękę a ona ją od razu pochwyciła. Ruszyli w drogę powrotną śmiejąc się z żartów opowiadanych przez Lunatyka. Otwarli drzwi i usiedli na swoich miejscach. Ich uwagę przykuła zadziwiająca cisza.
- Co tu tak cicho? - odezwał się młody Lupin.
- Mary i Syriusz... oni się pokłócili. - powiedziała Emily.
- O co znowu? - jęknęła Evansówna.
- O to kto miał więcej partnerów... - mruknął Pettigrew.
- A nie mogło być remisu?
- Nie. - warknął Syriusz wraz z Mary.
- Chociaż w jednym się zgadzacie. - powiedzieli równo Remus i Lily, przez co oboje wybuchnęli śmiechem.

2 komentarze:

  1. Witam!
    Nie pomyślałabym, iż tak szybko dodasz rozdział! Ukłony dla Ciebie! Gdy czytałam rozdział wiedziałam już, że nie będzie typowej Lily. I chwała Ci za to! W dodatku spodobało mi się, że zrobiłaś Evans ścigającą. To dosyć rzadkie. Jak na razie jesteś drugim blogiem gdzie spotykam ją jako gracza Quidditch'a. Nasz Rudzielec taki popularny i wg... Podoba mi się to!
    ,,- Wybacz, McDonald ale mi wszystko wolno. - powiedział nie patrząc na brunetkę. Wychylił się za framugę. - Chłopaki, wolny przedział! - krzyknął na cały głos, a po chwili w drzwiach stanęło dwóch chłopaków uśmiechniętych od ucha, do ucha."
    Tym tekstem zdobyłaś moje serce! Warto wspomnieć, że kocham Łapcię (!).
    Także wszystko co z nim związane będzie mi się podobać. Nie było James'a... Trochę szkoda, lecz był Syriusz, więc jestem happy :)
    A no tak! Zapomniałabym! Sama jesteś straszna!
    Rozdział świetnie wyszedł! :3
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne *.* Fajnie, że opisujesz dopiero od momentu jak James będzie zakochiwał się w Lily, o ile w ogóle będziesz się trzymać historii ;)
    Lil jeszcze nie jest w centrum zamieszania, ale to się może zmieni przez pewnego Hunca. Oj, Ruda twoja książka okaże się rzeczywistością XD Już się nie mogę się doczekać konfrontacji Jamesa i Evans. Od razu pokochałam Mary i Blacka, Oh oni są jak widać bardzo do siebie podobni :D Czekam na nn i pozdrawiam oraz życzę megaśnie dużo weny!
    Panienka Livvi

    OdpowiedzUsuń