'Nie może ręczyć za swą odwagę, kto nigdy nie był w niebezpieczeństwie.' ~ Francois de La Rochefoucauld.
Rozdział dedykuję Optimist i Kathrine- autorkom jedych z moich ulunionych blogów Jily. ♥♥♥
Podniosła ze strachem głowę, po czym rozejrzała się dookoła. Jej oddech stał się płytrzy, coraz mniej unormowany. Przegryzła nerwowo wargę. Modliła się aby się przesłyszała. Lecz niestety jej modlitwy nie zostały wysłuchane. Wycie wilkołaka zdawało się być coraz głośniejsze, a dźwięk łamanych gałęzi tylko ją utwierdzał w przekonaniu, że bestia się do niej zbliża. Starała przypomnieć sobie lekcję Obrony Przed Czarną Magią z trzeciej klasy, kiedy to omawiała z klasą wilkołaki. Przeklnęła siebie i swoją pamięć; nie pamiętała.
Wstała na równe nogi i zacisnęła mocniej różdżkę w swojej ręce. Stała twardo na ziemi, chcąc mieć pewność, że się nie przewróci. Prawdę mówiąc, wątpiła w to, że sam widok takiej bestii nie przygwoździ ją do ziemi. Prychnęła pogardliwie. Pokona go. Jest przecież w Gryffindorze! To przecież o czymś świadczy! Gdzie podziała się jej ta 'gryfońska odwaga'?
Strach mimowolnie sparaliżował ją od środka, gdy zobaczała szybki ruch przed oczami. Serce waliło jej jak dzwon i za nic nie chciało się uspokoić. I za krzaków wyszedł on.
Bestia była wielka; dwa metry miała na pewno. Patrzyła na nią miodowymi oczami, które jej kogoś przypominały. Z jego ust ciekła piana. Podchodził na dwóch nogach do dziewczyny, wolno, aby za chwilę zacząć biec. Dziewczyna cofnęła się szybko i odwróciła na pięcie, po czym ruszyła w bieg, który na pewno nie miał większego sensu, lecz ona o tym nie wiedziała.
Gałęzie drzew uderzały ją mocno w twarz, ręce, brzuch, ręce i nogi. Lily się tym nie przejmowała. Jedyną rzeczą o której teraz myślała, była ucieczka. Żałowała tego, że akurat dzisiaj postanowiła sobie pobiegać. Mogła zostać w swoim dormitorium i przegryzać wargę jak to miała w zwyczaju.
Domyśliła się, że bestia jest niedaleko za nią i gratulowała sobie samej bardzo kondycji. Lecz jak każdy człowiek musiała się kiedyś zmęczyć, a nastąpiło to dosyć szybko. Upadła z hukiem na ziemię, obdzierając sobie ze skóry policzek. Wilkołak wybiegł za krzaków a wtedy w jej głowie pojawiło się rozwiązanie...
Za bestią pojawiły się trzy zwierzęta, które w sekundzie znalazły się przy nim. Chciały odciągnąć go od Lily, choć wtedy nie widzieli kto leżał na ziemi i starł się skupić na zmianie w łanię. Remus wziął nagle zamach łapą i drapnął dziewczynę w nogę.
I w tym samym momencie na jej miejscu pojawiła się łania. Nie mogła się domyśleć, że czarny pies, który starał się odgonić wilkołaka od dziewczyny, zauważył jej rude włosy...
~*~
Weszła utykając na jedną nogę do swojego dormitorium. Słońce już powoli wschodziło a ona dopiero teraz doszła do swojego pokoju. Noga niemiłosiernie ją bolała. Otworzyła powoli drzwi dormitorium i cichutko zamknęła. Utykając przeszła przez pokój i usiadła na swoim pościelonym łóżku. Dwie pary oczu były w nią natarczywie wlepione.
- Lilyanne Elisabeth Evans, gdzie ty byłaś?! - szept Mary, choć jak na szept przystało cichy, w ciszy panującej w pokoju wydawał się głośnym krzyknięciem.
- No ja... - Lily nie wiedziała co im powiedzieć.
- Lily... co Ci się stało? - powiedziała przerażona Emily. Zanim się zorientowała blondynka klęczała przy nodze rudowłosej i czyściła ściereczką ranę. - Czy ty byłaś na spacerku?
- Tak? - zaśmiała się nerwowo.
Mary i Emily wymieniły spojrzenia. Nie pochwalały tego co robi ich przyjaciółka, ale nigdy jej tego nie powiedziały. Wiedziały, że Lily jest za dumna aby przyznać im rację.
- Co się dzieje? - usłyszały zaspany głos ich nowej współlokatorki. Evansówna spojrzała ze zdziwieniem na zajęte łóżko. Przecież ona nie spotkała wczoraj Marleny... - Merlinie! - dziewczyna szybko wstała i również znalazła się obok nogi rudowłosej. - Jestem Marlena. Ty to pewnie Lily... Miło mi poznać. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Mi również. - odwzajemniła gest, choć jej uśmiech mógł wyglądać jak grymas spowodowany bólem nogi.
- Lilka, ty teraz myśl o nodze. - warknęła Mary. - Przecież dzisiaj jest mecz. Nie znajdą nikogo na twoje miejsce... - zakryła twarz w dłonie.
- Nie będą musieli.
- O czym ty mówisz? - zdziwiła się Emily.
- Jak to o czym? Będę grała i tyle. - wzruszyła ramionami.
- Nawet tak nie mów. - powiedziała ostro panna McDonald.
- Co im powiem? 'Jestem animagiem; zmieniam się w łanię, byłam na spacerku, zaatakował mnie wilkołak'? Tak im powiedziać. - zaadrwiła pani Prefekt.
- Jesteś animagiem? - Marlena spojrzała ze zdziwieniem na Lily.
- Tak...
- Dobra, jesteśmy razem w dormitorium-niech wie. - wzruszyła ramionami Mary.
- Podajcie ten eliksir od ran z tej czerwonej torebeczki Lilki. - mruknęła Emily nadal wycierając ściereczką ranę przyjaciółki. Mary posłusznie zrobiła to o co prosiła blondynka i po chwili w dormitorium dało się słyszeć jęki rudowłosej. - Poboli, poboli i przestanie. A następny raz pomyśl dwanaście razy zanim pójdziesz na spacerek. - dodała lekceważąco.
-Mogłam pomyśleć. - jęknęła Evans.
- Mogłaś, mogłaś. - Mary nie ukrywała swojej złości.
- Emily? - Marlena zwróciła się do blondynki. - Mogę? Moja mama jest uzdrowicielką, nie raz widziałam jak zajmowała się podobnymi ranami. - mruknęła czekając na reakcję dziewczyny, która z lekkim zawahaniem podała eliksir brunetce. Od razu zalała ranę, po czym sięgnęła po swoją różdżkę i szeptała jakieś zaklęcia. Ku zdziwieniu dziewczyn rana zrosła się szybciej niż myślały. - Macie bandaż? - zapytała zamyślona. Po chwili owijała nogę dziewczyny. - Już po wszystkim. Może cię jeszcze trochę boleć, ale w ciągu tygodnia powinno przejść. - uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuje. - powiedziała z wdzięcznością Evans.
- Nie ma za co. - wzruszyła ramionami brunetka.
- Jest. - szepnęła, po czym drzwi ich dormitorium otworzyły się z hukiem.
Rozdział spóźniony i krótki. Nie wiem czy słowo 'wakacje' wystarczy na moje usprawiedliwienie, ale zaryzykuję. Następny rozdział pojawi się znacznie szybciej niż ten. W następnym rozdziale będzie mecz, no i coś czego się nie spodziewacie. ;-)
Pierwsza! :)
OdpowiedzUsuńWitaj, kochana!
UsuńNa początku podziękuję pięknie za dedykację :*
Rozdział rzeczywiście trochę krótki, ale bardzo ciekawy i wciągający. Całe szczęście, że Remus nie zrobił Lily większej krzywdy. Mogło się to skończyć dużo gorzej. Ale tak jak myślałam, zamieniła się w łanię i uciekła. A Syriusz zobaczył jej włosy i pewnie zorientowali się, że to była Evans. Ciekawe, jak zareagują. Niech James będzie przerażony i zatroskany, proszę, proszę, proszę :) Dobrze, że dziewczyny zajęły się tą raną. Lily poznała wreszcie Marlenę, wygląda na to, że się polubią.
O nie, musiałaś przerwać w takim momencie? :c Kto wpadł do ich dormitorium? Podejrzewam Syriusza i Jamesa, więc nie mogę się doczekać, co się stanie. Spodobało mi się jeszcze to, że Lily chciała grać w meczu, mimo tej zranionej nogi. Takie bardzo gryfońskie zachowanie :)
Czekam na następny rozdział i jestem ciekawa meczu oraz tego, czym jest to "coś", czego się nie spodziewamy.
Pozdrawiam serdecznie, życzę weny do pisania następnych rozdziałów i udanych wakacji :*
Optimist ♡
Druga! :D
OdpowiedzUsuńHej, cześć i czołem!
UsuńPrzepraszam za spóźnienie, ale miałam "przerwę od blogspota" ;v
Dziękuję serdecznie za dedykację! I jeszcze to, że moje Jily jest jednym z twoich ulubionych... <3 *O*
Lily ma kłopoty... Kurde... Po co ona szła do tego lasu?...
" Za bestią pojawiły się trzy zwierzęta, które w sekundzie znalazły się przy nim. Chciały odciągnąć go od Lily, choć wtedy nie widzieli kto leżał na ziemi i starł się skupić na zmianie w łanię. Remus wziął nagle zamach łapą i drapnął dziewczynę w nogę.
I w tym samym momencie na jej miejscu pojawiła się łania. Nie mogła się domyśleć, że czarny pies, który starał się odgonić wilkołaka od dziewczyny, zauważył jej rude włosy..." - Genialne *O* Lily.. jest... Animagiem? Dobre! :3 Już nie tylko Patronusami będą się z Jamesem zgrywać :D A może Syriusz powie jej, że ją widział (bo Huncwotom to chyba powie, co nie?) i będzie z nimi ganiać po lesie? :D
Spacerek, dobre słowo xd
Marlena wydaje mi się fajna :D I niech taka pozostanie! :))
"- Jest. - szepnęła, po czym drzwi ich dormitorium otworzyły się z hukiem." - no, no, Huncwoci albo McGonagall nadchodzą :3
Jakby było fajnie jakby się tak James nią przejął i wgl *o*
Rozdział, choć krótki, jest ciekawy i dość miło się go czytało :))
Czekam na następny rozdział!
Pozdrawiam i życzę weny!
Kathrine ;**
{http://jily-love-forever.blogspot.com/}
{zlap-jelenia.blogspot.com}
trzecia ^^
OdpowiedzUsuńOd początku czytałam twojego bloga, ale nigdy nie skomentowałam. Było to chyba spowodowane lenistwem. xD
UsuńRozdział świetny, jak każdy który zamieściłaś. Piszesz ciekawą historię, którą chce się czytać! :D Jestem ciekawa kto wejdzie przez te drzwi. Stawiałam, że to James rozpozna Lily, a tu taki szok! Black? Serio? :D No powiem..ciekawie.
Nie mogę się doczekać nn. :* Pozdrawiam i życzę weny. :3
Jest dość późno ale jak nie napiszę teraz komentarza to pewnie nie napiszę i później. Wrazie gdyby pojawiły się jakies błędy to mam nadzieję że mi to wybaczysz.
OdpowiedzUsuńOj Lily dlaczego akurat w czasie pełni zechciało ci się spacerów. Dobrze że jest nielegalnym animagamiem bo wtedy mogłoby zastać się coś więcej niż się stało. Syriusz zdążył zauważyć ruda włosy ? W takim razie pewnie się domyśle do kogo należały. Powie o swoich podejrzeniach czy raczej będzie milczał ? A może uzna że mu się przewidziało i zapomni o całej sytuacji ?
Nie wiem czy już pisałam czy raczej nie ale jeśli tak to nie zaszkodzi powtórzyć że Marlena wydaje się fajna i mam nadzieję że nie wygada nikomu sekretu Rudej. Liczę że noga Lily dojdzie do siebie i bez problemu będzie mogła zagrać w meczu.
Pozdrawiam i życzę dużo weny
Gabriela Black
*płytszy
OdpowiedzUsuńWitam! (I ku*wa, tak przy okazji)!
Miałam napisany taki fajny komentarz, ale co? Oczywiście po raz kolejny musiałam go usunąć! Brawo Selene, BRAWO! Spróbuję przypomnieć sobie ten komentarz i spisać go ponownie. Jeśli będzie krótki pod następnym rozdziałem napiszę dłuższy. Polubiłam Marlenę, tylko dziwi mnie fakt, że Lily tak prosto z mostu powiedziała, iż jest animagiem. I wytłumaczenie, że mieszka razem z nimi w dormitorium nie jest najlepsze. Marlena jest dla nich zupełnie obcą osobą, nie wiedzą o niej nic. Ciekawe czy Ruda powiedziała by jej o swoim sekrecie, gdyby ich nowa koleżanka śliniła się na widok Black'a oraz Potter'a. Wątpię. Uhuhu! Pan Piesek wie o sekrecie Pani Sarenki (tylko ja potrafię wymyślać takie debilne nazwy ^^)! Po prostu zabić za końcówkę! Jak możesz kończyć w takim momencie?! Wybacz, zazwyczaj jestem wyrozumiała jednak Twoje opowiadanie tak na mnie działa. Jest ono pierwszym takim, które potrafi wciągnąć moją skromną osobę w wir wydarzeń. Gdy je czytam czuję się jakbym tam była, a czekanie na następną notkę jest dla mnie istną katorgą.
,,- O czym ty mówisz? - zdziwiła się Emily.
- Jak to o czym? Będę grała i tyle. - wzruszyła ramionami." Właśnie dlatego kocham Twoje opowiadanie! Świetnie przedstawiłaś w nim Pannę Evans! Ta jej postawa, charakter! Inne bloggerki tworzące Jilly mogłyby brać z Ciebie przykład! Nie chciałam nikogo urazić, ale poza Tobą i dwoma innymi osobami piszącymi Jilly nikt nie potrafi ukazać tego Rudzielca w pozytywnym świetle! Oprócz waszej trójki oczywiście! Komentarz c*ujowy, nie ma co się oszukiwać.
Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
Selene Neomajni