sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 5. Bo jeden pocałunek mężczyzny, może zmieić całe życie kobiety. .

 Spójrz mi głęboko w oczy zanim uznasz, że ten pocałunek ma być ostatnim...

 Wydawać by się mogło, że Mary McDonald żyje jak księżniczka; dom wielkości pałacu, rodzice zajmujący wysokie stanowiska w Ministerstwie, wszystko to co ona zechce. Tylko Ci, którzy ją znali wiedzieli jak jest naprawdę. W domu nie mogła być taką jaka jest naprawdę. Liczne lekcje etyki, kultury, spokoju i opanowania, choć dla Mary wydawały się zupełnie niepotrzebne i głupie, musiała na nie uczęszczać. Zazdrościła Lily, Jamesowi i Remusowi kochających rodzin.
 Przewróciła się na drugi bok, poprawiając przy tym włosy. Starała się już usnąć od kilku godzin, ale nadal przed oczami miała list z domu.
 Pierwsza łza spłynęła powoli.

~*~

 Patrzył uważnie na rudowłosą siedzącą kilka ławek dalej. Przyłapał się ostatnio na coraz częstszym obserwowaniu dziewczyny. Kilka razy się za to karcił, gdyż, Huncwotowi nie wypada myśleć o jakiejś dziewczynie więcej, niż się powinno, czyli tylko tyle 'jak ją zdobyć'.
 Uśmiechnął się pod nosem, kiedy poprawiła niesforny kosmyk włosów. Kurwa - szepnął cicho i spojrzał na swój pergamin gdzie powinny być notatki. Nie przejął się ich brakiem, gdyż to nie pierwszy raz. Wzruszył ramionami i posłał Remusowi, który siedział za nim, znaczące spojrzenie, a ten skinął głową. Odwrócił głowę w stonę nayczycielki Trasmutacji i starając się udawać zainteresowanego lekcją.
 Tak naprawdę uwielbiał transmutację i nigdy nie robił notatek, bo najzwyczajniej w świecie nie były mu potrzebne. Już w piątej klasie udowodnił swój talent do tej dziedziny magii, opanowując animagię. Uśmiechnął się szeroko do Syriusz siedzącego obok i powrócił do 'słuchania'.

~*~

Marlena McKinnon była osobą otwartą pochodzącą z dobrego domu. Kochała swoje hebanowe włosy i jasno niebieskie oczy, które uwiodły nie jednego chłopaka. Swoją urodę zawdzięczała swojej ukochanej babci, która była wilą. Żałowała jedynie, że nie jest blondynką tak jak na wilę przystało. Swoim uśmiechem umiała oczarować każdego, nawet największych kobieciarzy Durmstrangu. Nie chciała zmieniać szkoły, bo tam miała swoje przyjaciółki. Niestety jej rodzice musieli wyjechać i zamieszkać w Anglii.
 Przeczesała ręką swoje ciemne włosy wygodniej siadając na krześle w gabinecie dyrektora. Stukała palcami o blat biurka Albusa Dumbledora, który chodził zamyślony po gabinecie. Siwa broda opadała mu falami za ramiona, tak samo jak włosy. Okulary zasłaniające jego jasno niebieskie oczy były lekko przekrzywione i zsunięte z jego lekko pomarszczonego nosa. Dyrektor Hogwartu nigdy w życiu nie był jeszcze tak zamyślony i zdenerwowany. Chodził w parwo i w lewo, bez większego celu. Musiał się czymś zająć a 'spacer' był najbatdzije oczywisty.
  Zerknął kątem oka na szatynkę siedzącą przy biurku. Czarne włosy opadały do pasa, a niebieskie oczy wlepione były w jeden punkt na biurku, którego nie mógł okreslić. Ubrana była w zwykły hogwarcki strój, oczywiście bez krawata.
- Więc, dlatego zmieniasz szkołę? - zapytał po chwili Dumbledore, nie przerywając swojego kroków.
- Tak, profesorze Dumbledore. - rzekła wyniosłym, chrakterystycznym tonem.
- Siądź tu - wskazał na małe, drewniane krzesełko znajdujące się w równoległej części pomieszczenia. Dziewvzyna wstała i z niepewnością usiadła na właściwym miejscu. Mężczyzna nałożył na jej głowę tiarę.
- Spóźnialska? - usłyszała głos w swojej głowie. - Gryffindor! - krzyk Tiary rozległ się po gabinecie.
- Bardzo dobrze. Marleno, poczekamy tu chwilę na profesor McGonagall i pójdziecie do Wieży Gryffindoru. Powie Ci z kim masz dormitorium.
- Dziękuję, profesorze. - skinęła głową na znak, że rozumie. - Co to jest? - spojrzała gdzieś za Dumbledore'a.
- Myślowiednia. Starym ludziom to się przydaje. Za dużo myśli kłębi się w starej głowie i można uporządkować dzięki niej wspomnienia. Niestety można też poznać starszną pradę... Prawda moja droga, to straszliwa rzecz. Trzeba wiedzieć jak się z nią obchodzić.

~*~


 Szurała nogami po kamienne podłoże w nieużywanej sali. Jej nieobecny wzrok skierowany był na lekko uchylone okno. Już od około dziesięciu minut patrzyła w jedno miejsce bez większego celu. Była bardzo podenerwowana. Zostało im mało czasu, a ona jeszcze nie ma pomysłu na eliksir.
 Niezmąconą ciszę przerywa zniecierpliwione westchnięcie chłopaka siedzącego blisko niej. Z nieukrywanym rozbawiemiem i fascynacją patrzył na rudowłosą Gryfonkę. Jego brązowe tęczówki skierował na jej różnane, lekko rozchylone usta. Miał wrażenie, że ona czeka. Czeka aż przyłoży swoje usta do jej. Przegryzła dolną wargę. Zdążył już zauważyć, że robi tak zawsze gdy się denerwuje. Mógł się tylko domyślać jakie szalone myśli i odżucone pomysły kłębią się w jej mądrej główce.
- Potter, a może ty też zaczniesz się angażować? - zapytała z irytacją, odwaracjąc w jego stronę głowę. Dopiero teraz zorientował się w jak starsznym stanie fizycznym jest ta dziewczyna. Drobna, wychudzona i na dodaek zmęczona.
- Oj, Evans, Evans. - wstał z krzesła i podszedł do niej. Lily automatucznie wstała i zaczęła się cofać, tak długo aż wpadła na kamienną ścianę. Stanął centralnie przed nią i złapał jej nadgarski, po czym przygwoździł do ściany. Widział strach i niepewność w jej szmaragdowych oczach.
- Puść. - warknęła.
- Nie. - przybliżył jej twarz do swojej. Stykali się czołami.
- Czego chcesz? - szepnęła błagalnie, usilnie unikając jego piękych oczu. Do jej nozdży doleciał intensywny zapach męskich perfum, od których zawirowało jej w głowie.
 Bała się. Bała się, że mu ulegnie. Nie chciała być jak wszystkie inne, które były tylko na jedną noc. Ona nie była jedną z wielu. Nie mogła nią być. Nie zasłużyła sobie na to. Po za tym... musiała dawać przykład jako Prefekt!
- Ciebie, Evans - wychrypiał do jej ucha tonem od którego każda dziewczyna dostawała palpitacji serca. Nogi się pod nią ugięły; stały się jak z waty.
- N-nie... - zaczęła się niespokojne ruszać. Na nic się jednak to zdało. James Potter był od niej zdecydowanie silniejszy. Szczerze mówiąc, nawet się nie wysilał. Dziewczyna miała za mało siły.
 Musnął jej usta swoimi. Dziewczyna na początku próbowała wyswobodzić się z jego uścisku, lecz zorientowała się, że nic na to nie poradzi. Była bezbronna. Przygwoździł ją mocniej do ściany. Wpił się w nią mocniej. Nowe, nieznane mu dotąd uczucie całe go ogarnęło. Rudowłosa założyła ręce ma jego ramiona - o ile to możliwe - bardziej go siebie przyciągając. Wszystkie emocje wcześniej nią targające odleciały, a pozostała pustka. Wreszcie rozumiała co te wszystkie dziewczyny miały do całowania Jamesa. Miały rację. Całował nieziemsko. Przed samą sobą nigdy nie nie przyznała i raczej nie przyzna, że nie raz i nie dwa, zastanawiała się jak to jest czuć jego usta na swoich. Przestawiła jedną rękę tak, że wplotła się w ciemne, gęste włosy chłopaka. Jęknął cichutko. Nie pozwalał nikomu aby dotykał jego włosów, lecz w tym momencie zapomniał o nich, a oddał się przyjemności całowania Pani Prefekt.
 I nagle dziewczyna zrozumiała z kim się całuje. Otworzyła gwałtownie oczy i oderwała się od szatyna. Patrzył na nią z pytaniem w oczach. Tak samo jak ona, miał nie równy bieg serca. Podeszła do niego, po czym wanęła go w twarz. Wyszła wymijajac go.
 Chłopak długo stał w jednym miejscu i patrzył na miejsce gdzie zniknęła piękna rudowłosa Gryfonka. Uśmiechnął się delikatnie dotykając swoich warg. Zapomniał już nawet o czerwonym policzku. Ważne dla niego było tylko wspomnienie różnanych ust dziewczyny. Obiecał sobie, że jeszcze nie raz pocałuje Lily Evans, bo uvzucie temu towarzyszace jest czymś niesamowitym!

Wsyd, masakra.
Nie mam nic na swoje uzprawiedliwienie. Jestem leniem, który nie dość, że musiał poprawiac się z trzech przedmiotów, to jeszcze nie chciało mi się przez kilka dni internet włączać.
Przepraszam. Następny rozdział pojawi się szybciej i nie długo... niespodzinka! ;-)
Znów piasane na telefonie=literówki 

4 komentarze:

  1. Witam!
    Na wstępie pragnę zauważyć, iż zrobiłaś mały błąd. James w Twoim opowiadaniu ma czarne włosy, więc jest brunetem. nie szatynem, tak samo z Marleną. No, ale wracając do rozdziału. Mi osobiście bardzo się podobał co nie powinno Cię dziwić, ponieważ jak na razie wszystkie Twoje notki przypadły mi do gustu. Marlena jako nowa uczennica i w dodatku willa? No, no z takim pomysłem jeszcze się nie spotkałam. I dobrze! Cenię oryginalność! Uwielbiam, gdy opisujesz momenty pomiędzy Lily, a James'em. Są cudowne. Nadal nie rozumiem czemu masz tak mało czytelników. Ty masz oryginalny pomysł na opowiadanie (nie tak jak inne fanki Jilly), masz talent do pisania, często wstawiasz notki i nie stawiasz jakiś warunków typu: (,,Jak pod tą notką będzie 20 komentarzy dodam nowy rozdział"). No, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Większość dziewczyn woli Evans jako tępą idiotkę, która "nienawidzi" Pana Jelonka, a potem wychodzi za niego za mąż. Logika! To słowo raczej nie jest znane większości blogger'ek. Okej, wybacz, rozpisałam się trochę nie na temat. Ale to ja, więc wiesz.
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Selene Neomajni
    PS: Dziś dodam kolejny rozdział, więc wyczekuj go!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj ^^
    Rzeczywiście zauważyłam trochę literówek, ale takie to uroki pisania na telefonie :)
    Przejdę więc może do treści. Zaciekawiła mnie sytuacja rodzinna Mary i ten list, który dostała. Nie domyślam się pewnie nawet, o co mogło chodzić.
    Po drugie, James jest taki kochany ♡♡♡
    Wpatruje się w Lily na lekcjach. Niech do niego dotrze, że ją kocha, a nie tylko chce ją 'zdobyć'. Ale już chyba powoli zauważa, że czuje do niej coś więcej :) I bardzo dobrze.
    Marlena krewną wili? Fajne połączenie, może się okazać ciekawą bohaterką. Skoro trafiła do Gryffindoru, to pewnie zaprzyjaźni się z dziewczynami i Huncwotami. Myślę, że wzbudzi sensację swoim wyglądem i mogłaby trochę zamieszać w sercach chłopaków. Tylko oby nie Jamesa. On należy do Lily ♡♡
    Ok. Potem ta nieużywana klasa i Lilka i James i och, ach ♡ :D
    Ruda nie może się wiecznie bronić przed tym uczuciem. Ten pocałunek. I to, że James nikomu nie pozwala dotykać swoich włosów, a wtedy nie miał nic przeciwko - to mnie urzekło. Lily nie powinna go uderzać w twarz, no ale przynajmniej dała się pocałować. To już coś :)
    Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejny rozdział. Dużo weny i serdeczne pozdrowienia :*
    Optimist
    [the-emerald-eyes.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny. Rzeczywiście zauważyłam parę literówek ale to zdarza się każdemu tym bardziej jeśli pisze się na telefonie. Piszesz bardzo dobrze i masz oryginalną historię. Szkoda mi Mary i jestem ciekawa co było w tym liście. Jestem ciekawa jaka jest Marlena. Pocałunek Lily i Jamesa był boski. Ruda dostała ten zaszczyt i mogła dotknąć włosów Rogacza.
    Pozdrawiam
    Gabrysia Black

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Na stronie zapomniałam dopisać, ale przyjęłam Twoje zamówienie ;)

    Pozdrawiam,
    Ress

    OdpowiedzUsuń