Świstoklik.

wtorek, 20 października 2015

Rozdział 10. Sen i różdżka.

 Jamesa tej nocy dręczyły koszmary.
 Biegł przez zaśnieżoną ulicę trzymając kogoś mocno za rękę. Czym bardziej chciał zobaczyć twarz towarzysza, tym bardziej jakaś siła obracała jego głowę w innym kierunku, co niesamowicie go irytowało. Nienawidził jak ktoś nim rządził, a właśnie tak to odbierał. Zmarszczył brwi i skręcił w opustoszałą ulicę na Pokątnej. Usłyszał, że coś goni ich z nie małą szybkością. Adrenalina w jego żyłach powodowała, że nie czuł zmęczenia, ale jakaś jego podświadomość zaczęła się martwić o osobę trzymaną za delikatną, małą dłoń.
- Jak się czujesz? - Zapytał z zawahaniem, nie przerywając biegu.
- Dobrze - odpowiedział mu kobiecy, znajomy głos. James wyczuł w nim niepewność i domyślił się, że dziewczyna kłamie z obawy przed tym, że się zatrzyma. Nie umiesz kłamać, kochanie, pomyślał mimowolnie.
 Coś zwaliło jego towarzyszkę na ziemię, powodując, że ich dłonie się rozłączyły, co go niesamowicie poirytowało. Spojrzał na dziewczynę, która walczyła z bestią, po czym wycelował w niego różdżką, po czym potwór, pod wpływem zaklęcia, leżał skulony pod ścianą. Nie zwracał na niego uwagi - od razu podbiegł do leżącej na ziemi zakrwawionej dziewczyny.
 W jego oczach pojawiły się łzy, których nawet nie starał się zahamować. Po prostu zjeżdżały po jego policzkach, aż na beton.
- Lily... - przejechał dłonią po policzku rudowłosej. To imię wywołało w nim coś dziwnego. Jamesowi, któremu to wszystko się śni, przyszła do głowy dziwna myśl. Evans?
- James, pamiętaj, że... - nie usłyszał co miał pamiętać, bo scenografia nagle się zmieniła.
 Znalazł się w opuszczonym magazynie, który już chyba widział. Pomieszczenie było zakurzone i obstawione niepotrzebnymi rzeczami w każdym wolnym miejscu. Starał się przypomnieć co to za miejsce - z marnym skutkiem, bo wszystko co mu przychodziło na myśl stawało się zamglone przez co nic nie wiedział.
 Ruszył pewnym krokiem naprzód przeczuwając, że za chwilę coś się wydarzy. Uważnie słuchał głosów w oddali, starając się usłyszeć coś co pomoże mu rozwiązać zagadkę tego snu.
 Nagle usłyszał czyiś jęk i automatycznie pobiegł w tamtą stronę. Otworzył szybko drzwi i zobaczył mężczyznę pochylającego się nad ciałem młodego chłopaka. Nikt nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.
- Czyli nie zgadzasz się na moje warunki? - Zapytał z rozbawieniem, a w odpowiedzi usłyszał tylko jęk bólu. Lodowaty śmiech rozszedł się po pomieszczeniu. - Avada Kedavra! - oślepiające, zielone światło wyszczeliło z różdżki mężczyzny wprost w ciało chłopaka.
 Obudził się z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Koszulka przyklejała mu się do pleców i brzucha - był cały spocony. Rozejrzał się, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku, choć ewidentnie wszystko było dobrze.
 Jego sen coś w nim zmienił. Sprawił, że wzrósł w nim niepokój.

~*~

 Evans myślała, że ten dzień nie mógłby już być gorszy. Jak bardzo się myliła!
Najpierw w nocy dręczyły ją koszmary, później nie mogła znaleźć mundurka, spóźniła się na lekcje, słabo poszło jej wypracowanie z Zielarstwa, okazało się, że zgubiła swoją różdżkę, a teraz jeszcze to!
 Szła właśnie na kolacje nieźle wkurzona na siebie kiedy usłyszała huk w lochach. Jęknęła, gdy uzmysłowiła sobie kto wywołał wybuch. Przypomniała sobie jak pół godziny temu widziała ich siedzących przy stole w Pokoju Wspólnym i szepczących coś do siebie. No tak, pomyślała, tylko oni byliby w stanie do czegoś takiego. Zrezygnowała z kolacji i od razu skręciła w korytarz prowadzący w stronę domu Węża. Po kilku minutach szybkiego kroku już stała oparta o ścianę i patrząca z zażenowaniem na czwórkę chłopaków, którzy nieudolnie próbowali siebie nawzajem wyczyścić z czarnej sadzy.
 Westchnęła, po czym sięgnęła po różdżkę, której nie miała. W tym samym momencie chłopak o oczach koloru orzecha spojrzał w jej stronę. Uśmiechnął się łobuzersko, po czym w ciągu sekundy znalazł się metr od niej. Spojrzała na niego z ironią, oglądając go od stóp do głowy.
- Zgubiłaś coś? - Zapytał, (nie)doskonale udając niewinność.
Na jej twarzy pojawiło się oburzenie, po czym znów na jej rumianej od nerwów buzi pojawiła się jej kamienna maska.
- Oddaj- warknęła.
- Niby dlaczego miałbym to robić? - Zaczął filozoficznym tonem. W tym samym momencie Peter i Syriusz złapali się za prawe dłonie, a Remus z zażenowaniem wypisanym na twarzy 'przeciął' ich dłonie. Ach tak, zakłady. Rzuciła niedowierzające spojrzenie Łapie, który tylko się zaśmiał i wzruszył ramionami, w tym samym momencie co Remus. - Nie masz różdżki, nie masz dowodów na to, że to ja ją zabrałem. W gruncie rzeczy to ja wygrywam tą rozgrywkę. Oczywiście za drobną opłatą mógłbym postarać się odszukać twoją własność...
- Opłatą?
- Buzi, buzi, randka lub zawsze możesz coś zaproponować - spojrzał na nią wymownie, a ona spłonęła rumieńcem. James na ten widok tych uśmiechnął się zadowolony. Tak gramy? Dobrze. 
 Podeszła do niego tak, że dzielący ich metr zniknął całkowicie. Stanęła na palcach, a on już szykował usta do pocałunku, ale ona przyłożyła prawy policzek do jego lewego i szepnęła:
- Nie sądzę, że mi tej różdżki nie oddasz, bo mi ją oddasz za sekundę, bo inaczej pewne zdjęcie, które otrzymałam w bardzo dziwnej sytuacji ujrzy światło dzienne. Wiesz, bokserki w serduszka nie są za bardzo męskie. - Ostatnie zdanie wymówiła tonem jakby to była dobrze skrywana tajemnica.
 James spojrzał na nią tak, jakby nie dowierzał własnym oczom. Sięgnął za płaszcz i podał jej jej własność. Uśmiechnęła się triumfalnie, po czym odwróciła się chcąc już odejść. Usłyszała już głos Syriusza, mówiący: Wygrałem. W tym samym momencie pojawili się przed nią profesor McGonagall i profesor Slughor, zaniepokojeni smrodem dochodzącym z lochów.
 Nauczycielka transmutacji spojrzała na nią z oburzeniem. O nie.
- Nie będę owijać w bawełnę. Wiedziałam, że to uczniowie z mojego domu, ale nie sądziłam, że i pani, pani Evans bierze w tym udział - spojrzała na nią z naganą. Lily już otwierała usta by się przeciwstawić, ale nauczycielka uciszyła ją gestem dłoni. - Macie szlaban, wszyscy. Od jutra, przez tydzień i za godzinę panna Evans i pan Potter przychodzą tutaj posprzątać.
- Ależ Minerwo! Zakładami, że panna Evans pojawiła się tutaj zupełnie przypadkowo i nie miała nic z tym wspólnego. Wierzę również, że panna Evans szła właśnie w stronę Wielkiej Sali aby nas poinformować o tej sytuacji - gestem ręki profesor Slughorn wskazał na korytarz oblepiony sadzą. - Trzeba wziąść też pod uwagę, że tylko Lily nie jest cała w sadzy - Evansówna była bardzo wdzięczna nauczycielowi eliksirów, że stanął w jej obronie.
- Można łatwo sprawdzić czy panna Evans rzuciła zaklęcie powodujące sadz. Mogłabym prosić pani różdżkę? - Profesor McGonagall trzymała na swoim. Rudowłosa bez wahania podała jej swój magiczny patyk nie wyczuwając podstępu. Nauczycielka rzuciła zaklęcie i Evans doznała szoku, ale po sekundzie została stłumiona przez fale złości. Nie, to mało powiedziane. Po wszystkich aktrakcjach tego dnia dziewczyna była na granicach wybuchu. Teraz czara się przelała.
 Krew napłynęła jej do twarzy i miała kolor jej włosów. Odwróciła się w stronę chłopaka. Kiedy już miała uderzyć go w twarz opuściła ją cała energia i łzy bezsilności napłynęły jej do oczu. Nie odwracając się za siebie pobiegła w stronę Wieży Gryffindoru, wyczuła jedynie na sobie gorące spojrzenie tęczówek w kolorze czekolady.

~*~

 Mary od kilku dni nie mogła z niczym zdążyć. Nie wiedziała również dlaczego. Niby wszystko wykonywała w takim samym czasie co zwykle, a nawet szybciej. Szybciej wracała z lekcji do dormitorium i nie chodziła na randki. Przystopowanie z flirtem sławnej panny McDonald wywołało ogólne zaciekawienie w całej szkole. Niektórzy nawet wysuwali różne, nawet niemożliwe teorie. Hogwart ma wyobraźnie.
 Co najdziwniejsze Mary zapomniała o liście z domu, który dostała kilka miesięcy temu. Nie zwracała już nawet uwagę na datę, która z dnia na dzień stawała się bliższa pierwszej soboty lipca*. Brunetka była ostatnio w humorze tak doskonałym, że mogłaby dosięgać gwiazd. W Hogwarcie wysunęła się teoria, że się zakochała. Plotka została stłumiona przez mniejsze uczennice, które traktowały ją jak autorytet.
 Jedynie Emily z tego pokoju była spokojna. Nawet za spokojna. Wszystko tylko dlatego, że nie chciała być zauważona przez Blacka. Unikała go jak ognia, a on specjalnie za nią chodził jak pies. Bardzo ją to denerwowało, ale i schlebiało jej to, że taki chłopak jak Syriusz Black zwrócił na nią uwagę. Nie chciała być kolejną skreślona przez niego dziewczyną z listy. Nie chciała być zdobyczą.
 Najgorzej było gdy musiała chodzić samotnie przez korytarz. Bała się, że może stać za rogiem i tylko czychać jak podejdzie bliżej.
 Syriusz doskonale wiedział o tym jak Emily na niego reaguje i dobrze to wykorzystywał. Nie ukrywał, że traktuje ją jak jedną z wielu. Nie wyróżniała się niczym wyjątkowym. Nie zrozumiałe było dla niego tylko uczucie towarzyszące jej bliskości.

*specjalnie dla Optimist, która pisała w komentarzach czy z tym listem coś było napisane. Wcześniej nie było. Teraz jest. Tą sprawę wyjaśnię głębiej na początku drugiej serii ( o ile ją napiszę).

Przepraszam, że tak długo znów musieliście czekać, ale przez dwa tygodnie mój laptop był w naprawie, a na komputerze nie działa mi internet. Później przez długo nie miłam weny, a dopiero dzisiaj powróciła i mam nadzieję, że już mnie nie opuści.
Przepraszam jeszcze wszystkich u których zalegam z komentarzem, ale internet robi mi psikusy i nie chce otwierać mi żadnych blogów. Nawet wattpada. Ach to szczęście Tusi. Następny rozdział będzie szybciej, bo mam genialny pomysł na nn.





5 komentarzy:

  1. Witam!
    Bardzo się cieszę, że w końcu dodałaś nowy rozdział!
    Było trzeba trochę poczekać, ale grunt, że jest. Zacznę, więc tradycyjnie od cytowania.
    ,,że i pani, pani Evans". O wiele lepiej brzmiałoby "panna Evans". Właśnie, w tamtej rozmowie pomiędzy Slughornem, a Mcgonagall chyba często powtarzał się jakiś wyraz, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć jaki...
    ,,wyczuła jedynie na sobie gorące spojrzenie tęczówek w kolorze czekolady." Błąd. Najpierw piszesz, iż James ma oczy w kolorze orzechowym, a następnie, że w czekoladowym. Musisz się zdecydować na jedną barwę.
    ,,Nie chciała być kolejną skreślona przez niego dziewczyną z listy. Nie chciała być zdobyczą." Och, kochana. Żadna nie chce być jego zdobyczą, ale każda, która myśli, że mu się oprze zazwyczaj najszybciej wpada w jego sidła. No, bo jak tu się oprzeć Syriuszowi Blackowi, hmm?
    Przechodząc do reszty rozdziału to... jestem ciekawa skąd Evans wytrzasnęła to dziwne zdjęcie Rogacza. To bardzo, bardzo interesujące.
    Wybacz za nadzwyczaj krótki komentarz, ale co ja poradzę, weny ni ma, rozdziału u mnie ni ma.
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłam na twojego bloga przypadkiem, gdyż kiedyś zostawiłaś mi linka na moim blogu i weszłam tu i... jest świetny ♥ Najlepsza według mnie jest relacja Emily - Syriusz. Nieśmiała dziewczyna i przystojny casanova to najlepsze połączenie. Bardzo mi się spodobało to zdanie : "Nie ukrywał, że traktuje ją jak jedną z wielu. Nie wyróżniała się niczym wyjątkowym. Nie zrozumiałe było dla niego tylko uczucie towarzyszące jej bliskości. " To było świetne i takie słodkie. Według mnie to zdanie idealnie odzwierciedla charakter Syriusza. Jedną z wielu.. Pff.. Chciałbyś. Bardzo mi się podoba twoje spojrzenie na Jily. Luju, uwielbiam teksty twojej Lily. Ogólnie podoba mi się twoja kreacja Mary i bardzo mnie cieszy to, że parujesz ją z Lupinem ♥ Przepraszam za krótki komentarz, ale ostatnio nie mam weny.
    Pozdrawiam,
    ~ Huncwotka Vicky

    OdpowiedzUsuń
  3. No, fajnie. Właśnie usunął mi się komentarz, co skwitowałam głośnym "nieeee!". Ugh, nienawidzę takich sytuacji.
    A więc, spróbuję go odtworzyć:
    Hej, kochana!
    Przepraszam, że przychodzę dopiero teraz, ale ostatnio wręcz topię się w morzu zaległości na blogach.
    Ten rozdział bardzo mi się spodobał. Świetnie opisałaś ten sen Jamesa. To było takie urocze, że martwił się o Lily. Mam nadzieję, że nie będzie miała żadnych kłopotów, a raczej krwawych i niebezpiecznych sytuacji. I jeszcze ten chłopak, który został zabity. Ciekawe, kto to był. Czy ten sen coś znaczy? Czy coś im grozi?
    Ten pomysł z sadzą był bardzo w stylu Huncwotów. I jeszcze James zabrał Lily różdżkę. Już myślałam, że go pocałuje, a tu proszę. Wykazała się sprytem i dobrze, ale nie pogardziłabym jakimś całusem :D
    Uh, McGonagall taka nieprzejednana, ale to w sumie nieźle, bo może ten szlaban ich jakoś do siebie zbliży, a przynajmniej mam taką nadzieję.
    No i oczywiście zaciekawiłaś mnie tym listem. Czekam na następne rozdziały, żeby dowiedzieć się więcej.
    No, udało mi się napisać ten komentarz jeszcze raz :D
    Pozdrawiam gorąco i całuję :*
    Weny!
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry, sprawdź swojego maila :)
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń